boleścią. Zostałem na długo pod tem wrażeniem melancholicznego przygnębienia, i nie uwolniłem się od niego już nigdy zupełnie, póki straszna groza życia nie wywarła swojego przytępiającego skutku na tych niewieścich akordach duszy, bez których można być bohaterem, ale nie można być dobrym człowiekiem....
Co do Herminy, tęskniłem za nią. bez płaczu, ale nie bez pewnej sentymentalności, która bywała nieraz klątwa i śmiesznością, mojego charakteru, i która sprawia, że do dzisiaj nie mogę np. deklamować w towarzystwie wiersza, poruszającego mię do głębi, z obawy, abym się nie rozczulił jak bóbr i nie skompromitował mojej męskiej powagi wobec panien i pań, o których wiem, że byłyby w stanie parsknąć śmiechem w takim razie, tak jak chichotają w loży, chociaż uszu ich dolatuje ze sceny podniosły akcent zapału lub jęk ludzkiego cierpienia. W tym sentymentalnym nastroju, z tłem grobowych jakichś, nieokreślonych przeczuć w głębi, przetłómaczyłem Szylera „Pożegnanie Hektora i Andromachy“ i mogę śmiało powiedzieć, że nigdy jeszcze szczersze i gorętsze uczucie nie spowodowało koszlawszego rytmu i bardziej za włosy naciąganych rymów, jak w tym wypadku. Bądź co bądź, udzieliłem Herminie za jej powrotem tego okazu mojej poetyckiej weny — ze smutkiem muszę wyznać, iż znalazła moje wiersze wybornemi. Jest to jeden z rzadkich wypadków, w których dowiodła złego smaku. Dobre dziewczę zrozumiało, dlaczego moja fantazya zrobiła wycieczkę w tym kierunku, i jakkolwiek w gruncie rzeczy nie mogło być nie komiczniejszego, jak myśl porównywania tragicznej sceny trojańskiej z naszem rozstaniem się przed kilkoma tygodniami — schowała ten dokumentiprzechowała go do teraz; pokazywała mi go nawet temi dniami. Winienem tu dodać, że uszanowanie moje dla jej nieocenionego serca, iuszanowanie dla lutni Kochanowskich, Mickiewiczów i Polów nie pozwoliło mi już później nigdy składać u stóp jej żadnych rymowanych lub nierymowanych madrygałów. Obym mógł powiedzieć to samo o innych, także bardzo drobnych stopach — obym nigdy w ogóle nie czuł się był spowodowanym
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/37
Ta strona została przepisana.