dosiadać Pegaza! Jazda na tym wierzchowcu sama przez się jest jeszcze dość znośną, ale to spadanie z chmur, które bywa jej następstwem, prawie zawsze koniecznem i nieuniknionem — o, to jest jedno z najnieprzyjemniejszych ćwiczeń gimnastycznych! Szczęśliwy, kto jak poeci „Dziennika Mód“ iinnych publikacyj tegoczesnych, unosi się zawsze tylko w chmurach z pierzyn i łabędziego puchu, i spada na ziemię razem z niemi i to z niewielkiej wysokości!
Jak już powiedziałem, całe to zdarzenie, tak drobne w swojej istocie, rzuciło cień na swobodę mojego dziecinnego umyslu. Powtarzały mi się w duszy mimowoli słowa mojej matki, że będę mężczyzną, i że czekają mię ciężkie próby. Dawniej, z wielkiem wewnętrznem zadowoieniem stawiałem chałupki na lodzie mojej przyszłości, i nieraz wieczorami, puszczając wodze mojej wyobraźni, prawiłem matce mojej, jak to ja kiedyś będę profesorem uniwersytetu w wielkiem mieście, wśród ogromnych bibliotek i muzeów, i wśród nawskróś nieśmiertelnych akademij — (to było zawsze szczytem moich marzeń) — jak to ja nie pozwolę jej biegać po lekcyach, ani wstawać zbyt rano, i będę jej przynosił kaWę do łóżka, jak urządzę jej mieszkanie, jakie tam będą książki, rzeźby, obrazy iinstrumenta naukowe, jak sobie dobierzemy towarzystwo, itd. We wszystkich tych planach matka moja i Hermina grały zawsze główne role, bez nich obydwóch nie mogłem sobie wyobrażać szczęścia ani przyjemności. Teraz już nie śmiałem marzyć i układać sobie po swojemu tego, co było tajemnicą losu, nie mogłem myśleć o jutrze bez bolesnego uczucia niepewności i bez trwogi. Zacząłem zastanawiać się nad naszem położeniem materyalnem, które na razie nie przedstawiało żadnych trudności, ale zawisłem było od nieustannej pracy mojej matki i nie dawało punktu oparcia przeciw żadnemu nieszczęśliwemu zbiegowi okoliczności. Matka moja nie wtajemniczała mię nigdy w swoje troski i kł0poty, czułem jednak i wiedziałem, że ma ich niemało. Nieraz dolatywały moich uszu urywki z jej rozmów z p. Wielogrodzkim, który, jakkolwiek człek przedewszystkiem lubiący swoje wygódki
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/38
Ta strona została przepisana.