i z troskliwością prawdziwego epikurejczyka unikający niemiłych wrażeń, szczerze: był nam życzliwym i wobec mojej matki stawiał się jako rozumny doradca i opiekun. Słyszałem mimowoli wzmiaki o jakichś znacznych sumach pieniędzy, o jakiemś dożywociu, które kupił jakiś p. Klonowski, o jakichś procentach, o ewikcyach iproceśach, o ostrożności, którą p. Wielogrodzki doradzał mojej matce, o charakterze znanym tego p. Klonowskiego, dla niej zupełnie pewnym iniewątpliwym. Nie rozumiałem ani trochę, jaki związek mogło mieć to wszystko z nami i z naszem położeniem, nie starałem się nigdy podsłuchać nic więcej, ani dociec, co to wszystko znaczy; wiedziałem tylko, że matka moja ma przeróżne kłopoty, i kłopotałem się tą myślą, nie śmiąc nigdy zapytać jej o nic, aby jej nie zmartwić. Po jakimś czasie, dziecinna wesołość i swoboda brała znowu górę nad temi przedwczesnemi preokupacyami umysłu. Matka moja kochała mię tak mocno, tak troskliwie zdmuchiwała każdą chmurkę smutku z mojego czoła, nauki moje szły tak dobrze, tyle mi sprawiały zajęcia i zadowolenia, wynikającego z przezwyciężania małych trudności, a co niedzieli tak przyjemnie urozmaicała to wszystko wizyta u państwa Wielogrodzkich i dziecinna przyjaźń z Herminą, że nie mogłem czuć się nieszczęśliwym, a błoga lekkomyślność młodości nie pozwalała mi niepokoić się długo i nad miarę.
Pan Klonowski, o którym wspomniałem, odwiedził nas w Żarnowie tylko raz jeden. Dowiedziałem się przy tej sposobności od mojej matki, że był on moim opiekunem. Syn jego starszy wychowywał się w pensyonacie, utrzymywanym niegdyś przez mojego ojca, później ojciec mój umieścił u p. Klonowskiego kapitalik, który matka odziedziczyła była po swojej ciotce irlandzkiej. Lokacya kapitału nastręczała w owym czasie więcej trudności, niż dzisiaj; papierów, dających rękojmię, nie znano prawie, oprócz listów zastawnych, a tych czasem trudno się było dokupić. Matka moja czuła się szczęśliwą i bezpieczną, z powodu umieszczenia swoich pieniędzy u p. Klonowskiego, który był obywatelem bardzo zamożnym i używał w szerokich kołach
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/39
Ta strona została przepisana.