Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/47

Ta strona została przepisana.

spokojnie. Na zapytanie Herminy, czy można ze mną rozmawiać, odpowiedział: — I owszem, to go rozerwie. — Zapisał mi jeszcze jakieś lekarstwo i odszedł. Rekonwalescencya moja w istocie postępowała bardzo szybko — Hermina wszystkie prawie wolne godziny swoje spędzała przy mnie. Z niezrównaną delikatnością umiała ona omijać w rozmowie wszystko, co mogło obudzić bolesne dla mnie wspomnienia, a znaleść zawsze obojętny jakiś, choć zajmujący przedmiot do pogadanki. Jako malcom, względnie do wieku naszego bardzo „oczytanym“, nie było nam zbyt trudno o takie przedmioty. Gdy jednak zacząłem jużąwstawać i nabierać więcej sił, niepodobna było pomijać dłużej kwestyi obecnego i przyszłego mojego położenia. Wówczas dowiedziałem się, że na wiadomość o śmierci mojej matki, p. Klonowski natychmiast pospieszył z przybyciem do Żarnowa, że wspólnie z „komornikiem“ miejscowym, czy innym jakimś funkcyonaryuszem publicznym, zajął się jako opiekun mój bardzo gorliwie spisaniem i objęciem pozostałych ruchomości, książek i papierów, że wypytywał się o mnie bardzo troskliwie, że wiele konferował z doktorem Goldmannem O mojej chorobie i Odjeżdżając prosił państwa Wielogrodzkich, by mu jak najczęściej udzielaliwiadomości o mnie, a nawet później pisał już parę razy, dowiadując się, czy przychodzę do zdrowia. Pani Wielogrodzka podzielała o nim zdanie mojej matki, i powtarzała od czasu do czasu, że to bardzo dobry człowiek.
— O tak, to bardzo zacny i poważny obywatel — dodawał w takim razie p. Wielogrodzki; ale nie wiem dlaczego, czy podagra chwytała go zawsze w tej chwili, czy przypominała mu się jaka irytująca niedokładność kulinarna, spostrzeżona przy obiedzie — dość, że skonstatowawszy zacny i poważny charakter p. Klonowskiego, zawsze albo wychodził do drugiego pokoju, albo brał do ręki Das illustrirte Pfennig-Magazin i nie mówił nic więcej. Uważałem, że poczciwy komornik zwykł był przerywać w ten sposób każdą rozmowę, która mu była niemiłą. Parę razy, gdy gościł u siebie pana „starostę“, albo pana „komisarza“, i kiedy po wyczerpaniu