wszystkich możliwych uwag o pogodzie, a przed rozpoczęciem obowiązkowych robrów wista, lub pul preferansa, poruszono nieunikniony w małem mieście temat polityki, pan „starosta“, albo pan „komisarz“ rozszerzał się zwykle o ojcowskich zamiarach c.k . rządu, i o ciężkiej głupocie niektórych tutejszo-krajowców, którzy nie chcąc tego uznać, są wiecznymi malkontentami.
— O tak, c.k . rząd ma ze wszech miar ojcowskie zamiary — konstatował wówczas p. Wielogrodzki i w okamgnieniu, krzywiąc się niezmiernie, chwytał się za nogę; co kierowało zwykle roszWę towarzystwa na jego przeklęty „gicht“. Siedząc w kąciku obok Herminy i słuchając uważnie, co mówili starsi, nie mogłem w końcu nie zrobić spostrzeżenia, iż istnieje jakiś niedocieczony, tajemniczy związek między „ojcowskiemi zamiarami“ rządu, a „gichtem“z ponieważ zaś pod względem politycznym byliśmy oboje także parą dorastających „malkontentów“, ponieważ dalej pan „starosta“ znany był powszechnie więcej jako rózga w ręku ojcowskiego rządu, niż jako widomy reprezentant innych, dobrotliwszych jego zamiarów, ponieważ pan „komisarz“ był tylko bardzo prostym i cienkim kijem, o jeden stopień niższym od owej rózgi, więc robiliśmy nieraz pocichu różne rewolucyjne uwagi, w których zawarte były bardzo śmiałe hipotezy co do natury owego pokrewieństwa lojalności z podagrą. Nieokreślony jakiś instynkt mówił mi, że zachodzi także jakaś analogia w stosunku zacności p. Klonowskiego do dokuczliwych cierpień komornika-wskazywało ją przynajmniej dość niedwuznacznie, analogiczne zachowanie się p. Wielogrodzkiego. Ale nic więcej nie potwierdzało moich uprzedzeń, o których już mówiłem, wszyscy owszem zgadzali się, iż p. Klonowski jest bardzo zacnym człowiekiem, a troskliwośó, jaką właśnie objawiał co do mnie, odejmowała resztę wszelkiej podstawy mojej niechęci. Mówiłem sobie, że jestem zepsutym, rozpieszczonym „maminym synkiem“, że mię W końcu wszyscy wyśmieją jako mazgaja, że potrzeba mi przyzwyczajać się do czego innego, niż do ciągłych pieszczot, i do innej opieki, niż macierzyńska. Postanawiałem
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/48
Ta strona została przepisana.