Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/53

Ta strona została przepisana.

— No, to zawsze trzydzieści reńskich miesięcznie — tego nieboszczka nie wydawała, ręczę panu dobrodziejowi słowem uczciwego człowieka, że tego nie wydawała! Nie pojmuję, gdzie mogła podziewać tyle pieniędzy...
— I ja, przyznam się, jak honor kocham, tak nie pojmuję! — prawił dalej pan Klonowski z wielką stanowczością. — Ale te baby mają szczególny talent do trwonienia pieniędzy. Wyobraź sobie pan dobrodziej, przeszłego miesiąca moja jejmość dobrodziejka, wyjeżdżając do Lwowa, wzięła ze sobą okrągłych tysiąc reńskich. Bawiła tydzień, i jak honor kocham, nie przywiozła ani grajcara!
Na ten temat mówił długo p. Klonowski, tak długo, że zdawało mi się, iż rozmowa o moich i matki mojej interesach nie wróci więcej na porządek dzienny. Ale brakło nakoniec swady memu opiekunowi, i nastała chwila milczenia, którą przerwał p. Wielogrodzki, powtarzając w zamyśleniu:
— Trzysta sześćdziesiąt reńskich! To jeżeli się nie mylę, po pięć od sta, reprezentuje siedm tysięcy dwieście reńskich kapitału. A jednak, jeżeli mię pamięć nie zawodzi, słyszałem zawsze o dziewięciu tysiącach...
— Tak, masz pan komornik słuszność-ale ja z góry oświadczyłem Moulardowi, gdy mię prawie gwałtem zmuszał do przyjęcia swego kapitału, że mu lichwiarskich procentów płacić nie mogę. Cztery od sta, to jeszcze ujdzie między uczciwymi ludźmi...
— Panie dobrodzieju — odparł śmiejąc się trochę komornik z jakiegoż to złotego wieku pochodzą pańskie wyobrażenia o lichwiarskich procentach? Ja, odkąd pamiętam, między bardzo uczciwymi ludźmi słyszałemo sześciu, o dziesięciu, o dwunastu od sta, że już nie powiem więcej. Towarzystwo kredytowe, kasa Oszczędności biorą po pięć od sta — toż listy zastawne niosą...
Pan Klonowski chrząknął tym razem, i poprawiał się z krzesłem. Nie rozumiałem i trzeciej części całej tej rozmowy, ale nie wiem dlaczego wydało mi się, że komornik indaguje delikatnie mojego opiekuna, i że obydwom dyskusya ta jest bardzo niemiłą, każdemu z innych powodów.