że chyba pana fiskus na mnie wyprawił! Jużci, że skrypt jest u mnie, znalazłem go między papierami nieboszczki, inie byłem tak ograniczony, abym go dał wciągnąć do masy; byliby zaraz wleźli na niego z różnemi należytościami, stęplami, historyami, potem byliby kazali deponować kapitał, oczywiście.w obligacyach długu państwa, a jutro... paf! przychodzi redukcya, i chłopiec zostaje bez grosza, sierota pod płotem! Nie, ja mam święte obowiązki dla tego dziecka, i krzywdy mu zrobić nie dam! Skrypt zostanie u mnie aż do jego pełnoletności, procenta obrócę na jego wychowanie, a w dniu, w którym skończy lat dwadzieścia i cztery, wypłacę mu kapitał. Za to, jak sądzę, ręczy mój honor, moje stanowisko obywatelskie, mój niesplamiony klejnot szlachecki, mości dobrodzieju. Jeszcze żaden Klonowski brudem się nie splamił, i nie takie drobne interesa powierzone są mojej dyskrecyi! Chachacha — dodał śmiejąc się mój opiekun i zaprzestając nagle podniosłego tonu, z którym wymówił był ostatnie słowa — chachacha, słyszałeś może komornik dobrodziej o tej zabawnej historyi mojej z kasyerem Banku kredytowego?
— Aha, słyszałem, słyszałem, gruba pomyłka przy zdawaniu reszty!
— Wyobraź pan sobie, płacę ratę za mego szwagra, tysiąc sto reńskich. Daję kasyerowi dwa banknoty po tysiąc złr., on wydaje mi dziewięćset. Liczę, jest dziewięć sztuk dużych banknotów, żegnam się i idę, a kasyer przystępuje do dalszych wypłat innym stronom interesowanym. W domu obliczam się z gotówką — i zamiast dziewięciu set, znajduję dziewięć tysięcy w moim pugilaresie. Odrazu zrozumiałem, że kasyer w pośpiechu zamiast setek, wziął paczkę z tysiączkami. Biegnę do kasy — zamknięta; szukam kasyera w całem mieście, niema go nigdzie. NVieczór dopiero spotykam biedaka, bladego, zdesperowanego, bliskiego samobójstwa; już się obliczył, ale nie mógł dojść, zkąd wziął się taki deces w kasie? Dopieroż wyciąłem mu reprymendę, ojcowską, ma się rozumieć, choć jestem członkiem nadzoru bankowego i powinienem był inaczej z nim się rozmówić. Mało nie oszalał z radości, gdym oddając mu
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/57
Ta strona została przepisana.