i że utrzymanie moje kosztować go będzie więcej, niż ma na to moich pieniędzy. Czułem mało ochoty do rozpoczęcia dyskusyi nad tą kwestyą, zwłaszcza, gdy przeczuwałem, iż byłaby ona bezowocną; słuchałem więc wszystkiego tego w milczeniu i sprawiło mi to niemałą ulgę, gdy p. Klonowski zakończył swoje napomnienia energicznem:
— No a teraz ruszaj!
U furty klasztornej przyjął nas jeden z księży, który wyprawił p. Krutyłę z Guciem na pierwsze piętro, gdzie znajdował się tak zwany „wyższy konwikt“; mnie zaś zatrzymał na kurytarzu oświeconym mocno kopcącą lampą i zawołał głośno:
— Mykietiuk! Mykietiuk!
Otworzyły się niskie drzwi od frontowej strony zabudowania, wychodzące na część kurytarza przyległą do kościoła, i pojawił się chłopak o głowę może wyższy odemnie, w ubraniu, którego jedne części były na niego za krótkie i za ciasne, a drugie znowu za obszerne i za długie. Miał twarz pełną piegów i oczy zaspane, które przecierał rękami. Ksiądz dał mu polecenie, aby mię ulokował, i oddalił się do swojej celi. Mykietiuk ziewnął, przypatrzył mi się od niechcenia i rzekł rozkazującym tonem:
— Chodź tu, sztubaku! — „Sztubak“ jest to tytuł, którym starsi studenci obdarzają młodszych, gdy im chcą dać uczuć swoją wyższość. Etymologia tego wyrazu jest dość niejasna; wiem tylko, iż pierwszą, t. j. najniższą klasę szkół ludowych, „trywialnych“ i „normalnych“, nazywano dawniej „sztubą“. Mykietiuk ubliżył mi tedy niepospolicie.
— Nie jestem „sztubakiem“ — odpowiedziałem mu sucho — jestem studentem trzeciej klasy gimnazyalnej, i nim wejdę do pokoju, muszę wprzód sprowadzić moje rzeczy. — Mykietiuk zaśmiał się dziko i zwracając się ku drzwiom, które zostawił był otwarte, zawołał:
— Ou wa! Słyszycie chłopcy, przyjechał tu jakiś hrabia, który idzie na filozofię. A jak się jaśnie pan nazywa? — dodał, obracając się do mnie.
— Edmund Moulard.
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/75
Ta strona została przepisana.