źliwie, straszno mi było i nieswojsko nad wszelki wyraz, coraz bardziej czułem się opuszczonym i nędznym, coraz mniej mogłem się pogodzić ze zmianą, która zaszła W mojem życiu. Na całym szerokim bożym świecie nie miałem nikogo, ktoby obowiązany był zająć się moim losem; krewnego nietylko nie miałem, ale i mieć nie mogłem na kilkaset mil wkoło, a byłem dzieckiem przyzwyczajonem do czułości i do pieszczot macierzyńskich, do różnych wygód i do życia w innych zupełnie warunkach! Wszystkie moje postanowienia, że będę mężnym i zniosę co mi los przyniesie, wydały mi się niewykonalnemi, a przecież tak być musiało i nie mogłem zmienić mojego położenia! Widziałem, że pan Klonowski wyrządza mi. krzywdę, i rozmyślałem, dlaczego nie chciał zostawić mię u państwa Wielogrodzkich, gdzieby mi było tak dobrze — ale nie mogłem tego dociec. Dwa dni temu jeszcze byłem wśród ludzi życzliwych, wśród ludzi, którzy znali moją matkę i kochali ją, a teraz tutaj, sam jeden, w takiem otoczeniu... z tą trumną! Nie będę trapił czytelnika wszystkiemi smutnemi fantasmagoryami i przywidzeniami dziecinnemi, które mię dręczyły i nie dawały mi usnąć w tę noc ponurą. Jedna z tych hallucynacyj wstrząsła mię do głębi — między trumną a łóżkiem mojem ujrzałem nagle moją matkę — nachyliła się nademną i patrzyła na mnie wzrokiem, w którym boleść mięszała się z miłością. Podniosłem się — widzenie znikło, i z głośnem łkaniem upadłem nazad na poduszkę. Wtem mały Kowalski przez sen zaczął wołać z trwogą: mamo! mamo!... I jego może położenie było podobne do mojego, i jego może dręczyły te same bole, te same wspomnienia. Zerwałem się i po cichu Zbliżywszy się do jego łóżka, pocałowałem go w czoło. Tak mi było potrzeba kochać kogoś, wylać na niego choćby część tych uczuć, które mi rozdzierały piersi, że pokochałem od tej chwili to dziecko, postanowiłem, że pomogę mu uczyć się i ochronię go od złego obchodzenia... Dziwnie mi to jakoś ulżyło i pomogło zasnąć spokojnie.
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/78
Ta strona została przepisana.