Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom I.djvu/85

Ta strona została przepisana.

Makarego. Zastałem celę pełną dymu, ksiądz profesor puszczał go bowiem całemi kłębami z fajki na długim cybuchu, siedząc przy stoliku, na którym pełno było książek i papierów. Miał minę głęboko zamyśloną, a nawet zafrasowaną, i oczy wlepione W grubą księgę, która rozwarta leżała przed nim. Wejście moje zaledwie zwróciło jego uwagę, zdawało mi się, że jakaś ciężka troska przygniata jego czoło, oparteo jedną rękę i pogrążone W głębokiej zadumie. Zapewnie czytał coś przejmującego do głębi. Rzuciłem okiem na książkę. Była to... przypatrzyłem się jej lepiej — nie, nie myliłem się — była to... gramatyka francuska Ollendorfa! Osłupiałem prawie ze zdziwienia.
J'ai reçu une lettre. La lettre, que j’ai reçue... powtarzał O. Makary. — Mój Edmundzie, wszak jesteś w połowie Francuzem, wytłómacz-no mi to, bo ta przeklęta gramatyka funta kłaków nie warta! Dlaczego tu raz stoi „reçu“, a drugi raz „reçue“, skoro obydwa razy imiesłów odnosi się do słowa lettre?
Więc to był powód frasunku! Mimo moich dwunastu lat, nie uśmiechnąłem się, taki był bowiem wówczas zakrój mojego umysłu, że zamiast humorystycznej, uderzyła mię strona gramatyczna tej sceny. I dziś, choć uśmiecham się już na to wspomnienie, i choć nauczyłem się powoli nienawidzieć gramatykarzów, do czego zresztą pisma naszych uczonych poznańskich niemało się przyczyniły — przecież bez rozrzewnienia nie mogę sobie przypomnieć tego pięćdziesięcioletniego człowieka, ślęczącego nad Ollendorfem w klasztornej celi.
Czułem się niesłychanie szczęśliwym, iż mogłem dopomódz O. Makaremu W rozwiązaniu trudności, z którą się spotkał. Starałem się wytłómaczyć mu rzecz ile możności jasno i zwięźle, i rozumiał mię oczywiście nierównie łatwiej niżbym był ja to mógł zrobić W podobnym wypadku. Naprędce zanotował sobie w zeszycie, służącym mu do notatek, kilka łamigłówek gramatycznych, odnoszących się do tego samego prawidła, które mu podyktowałem, i z dziecinnem zadowoleniem oddawał się rozkoszy rozpoznawania,