i uczciwym. Niejednego pognębiałaby była w skutek tego tem bardziej ta nowa niesprawiedliwość — inaczej bowiem boli krzywda, wyrządzona przez p. Schweiglhubera, a inaczej taka, jakiej świeżo doznałem... Lecz chociaż uczucie takie byłoby naturalnem i chociaż każdy człowiek uczciwy i rozumny, którego znałem, oburzał się na pp. przysięgłych, tak, że w końcu każdy z nich twierdził, iż on był tym jednym i jedynym, co odpowiedział: nie! na pytanie postawione przez trybunał — to jakoś nie miałem w sercu ani trochę więcej żalu, niż przedtem. Byłem nierównie pobłażliwszym dla moich sędziów, niż opinia publiczna, p0budzona do żywej uwagi szczegółami, które wyszły na jaw co do charakteru „znakomitego męża“, p. Klonowskiego — szczegółami, których wydany na mnie wyrok winy zatrzeć nie zdołał. Z małymi wyjątkami, ci, którzy wydali na mnie ten wyrok, byli ludźmi uczciwymi i honorowymi, nie oni mię potępili — potępił mię blichtr patryotyczny, którym całe życie umiał osłaniać się Klonowski. Mało kto mógł go znać zbliska, mało kto umiał ocenić, że patryotyczne zasługi Klonowskiego błyszczały tylko tam, gdzie ani osoba jego, ani kieszeń nie mogły doznać szwanku, i gdzie inni, jemu podobni, wysuwali go na swoje czoło, jako najzdolniejszego, bo najbezczelniejszego z pomiędzy siebie. Mało kto uważał, że gdzie można było oberwać guzy, pójść do kozy, albo stracić wielką sumę pieniędzy, tam Klonowski chował się w myszą dziurę, i nawoływał innych do rozsądku, aby pokryć swój egoizm i swoje tchórzowstwo — gdzie zaś było bezpiecznie i gdzie można było zyskać cokolwiek, tam Klonowski pierwszy szedł na wyłom i dawał swoją firmę, lub podszywał się pod pierwszą lepszą. Istnieje w każdym kraju, w tym kierunku albo w innym, uknuty w milczeniu związek solidarności między blagierami publicznymi, szarlatanami, tchórzami i oszustami, którzy zasłaniając i wielbiąc się głośno nawzajem, umieją otumanić wielką masę i zamydlić jej oczy. Dzięki takiemu związkowi, Klonowski wobec władz austryackich był gut gesinnt nawet w czasach największego teroryzmu wojskowo-policyjnego,
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/113
Ta strona została przepisana.