wyrazem żalu, że się wymknęło z ust wyznanie zamiaru eksperymentowania, ale towarzyszył on tylko zawartemu w słowie „zobaczymy“, uznaniu możebności niekoniecznej. To fałszywe rozumowanie ośmieliło mię jednak niepospolicie: złożyłem ręce jak do modlitwy i zawołałem błagającym głosem:
— Nie, nie zobaczymy nigdy, nieprawdaż, panno Elwiro?
Ach, jak cudownie wpatrzyła się w list Herminy, a potem mnie w oczy — jak figlarnie podskoczyła z kozetki, i przybierając minę pedagoga, poczęła mię nauczać:
— Nie tak, nie tak! Ksiądz nie pyta — się na samym początku: „czy ślubujesz wierność?“ pyta on się wprzód: „czy masz wolną i nieprzymuszoną wolę!“
Dobrze jej było żartować — wszak była panią sytuacyi, ale mnie się bardziej na płacz zbierało, niż na figle. Miałem nawet w istocie łzy w oczach, a salon pani Leszczyckiej w szalonym tańcu wirował pod mojemi stopami.
I niedowcipnie, trywialnie, prozaicznie, po studencku,. ale z głębokim akcentem uczucia zapytałem ją nakoniec, po sześciu, ba, po dziesięciu latach, czy ma tę „wolną i nieprzymuszoną wolę“ — czy mię kocha?
Salon przestał wirować, drżał już tylko cały, jak, statek osiadający na mieliznie. Listki kwiatów, firanki, meble i struny fortepianu drżały, wraz ze mną oczekując wyroku.
Elsia zpoważniała nagle, figlarny uśmiech znikł z jej twarzy, ustąpił miejsca zamyśleniu. Po chwili dopiero odpowiedziała mi głosem, w którym dostrzegłem niemałe wzruszenie:
— Ależ... ja nie mogę rozporządzać sobą... mam rodziców.
— Nie zapomniałem o tem, lecz mógł-żem udawać się do nich, nie nabywszy peWności z ust pani, iż mię nie odepchniesz? Błagam panią właśnie o pozwolenie zrobienia tego kroku, błagam, — byś mi powiedziała, czy miały jaką podstawę nadzieje, które mimowoli w ciągu lat powziąłem!
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/117
Ta strona została przepisana.