szlachta! Ah, bonjour, panie Malherbe! Figurez-vous, moja Elsiu, ta waryatka Błyszczewska?
— Ciocia Karolcia?
— Zakazuję ci nazywać ją ciocią, nie mam takiej siostry! — Tu ciocia zadzwoniła tak silnie, że zbiegła się cała służba. — Pani hrabinie Błyszczewskiej, gdy przyjdzie, powiedzieć, że mię niema w domu, żem wyjechała na wieś, rozumiecie?
— Rozumiemy, jaśnie pani — zawołali wszyscy chórem i wyszli po jednemu, tylko lokaj stał i czekał dalszych rozkazów.
— Czegóż tu stoisz jeszcze i gapisz się, trutniu? Ruszaj do przedpokoju! Ah, c’est une horreur, ja to odchoruję!
— Cóż się stało tak okropnego? — spytała Elsia.
— Co się stało! Wiesz, że książę Kantymirski starał się o Celunię, i że mu odmówili, tak jak i Pomulskiemu Teraz wiesz, za kogo idzie to.... ta... dziewczyna!
— Jak to, Celunia idzie zamąż!
— A idzie, idzie, pięknie idzie, ślicznie idzie! za jakiegoś Ebera, czy Bebera, czy jak tam. Un va nu-pieds, który parę lat temu był guwernerem u pani Roksolańskiej, a teraz jest... Bóg wie czem, jakimś profesorem uniwersytetu, czy jak to nazywają. Piękny los, nieprawdaż, dla panny hrabianki Błyszczewskiej; wolałabym wziąć te trzydzieści tysięcy posagu, które ma Celunia, i wyrzucić je za okno.
— Pomulski byłby to zrobił niewątpliwie — zauważyła Elsia. — Il n’a plus le sou, a gra w karty dniem i nocą.
— Ale przynajmniej jest to człowiek z dobrej familii, skoligacony z domami comme il faut.
— Taka komiczna figura!
— Już to, moja kochana, nie może być nic komiczniejszego, jak być — panią profesorową! C’est du dernier ridicule! Ale co to jest, tyś zapłakana? Co się stało?
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/121
Ta strona została przepisana.