siałem mu przyznać i przyznawałem pod każdym względem wyższość nademuą, a jednak jego dzieliła taka przepaść chłodu od Elsi, a mnie... nic już prawie w tej chwili nie dzieliło od niej. To uczucie tryumfu i pewności siebie było tak upajającem, że zerwałem się z krzesła, aby pójść złożyć moje uszanowanie p. Leszczyckiej i studyować różnicę w przyjęciu, jakiego doznam ze strony Elsi w porównaniu z p. Dominikiem. Wtem powstał jakiś ruch W loży — Elsia obróciła się ku drzwiom i z uśmiechem podała rękę nowo przybyłemu gościowi, rozpoczynając z nim natychmiast bardzo ożywioną rozmowę. Wytężyłem oczy — po chwili wyłonił się z cieniów, ogarniających głąb loży, jakiś rumiany buziaczek z maleńkim, bardzo jasnym wąsikiem, ponad Wielką krawata szmaragdowego koloru i czarnym tużurkiem. Trwało to dość długo, nim zoryentowały się moje zmysły i nim uwierzyć im zdołałem, że ten cywilny buziaczek, tak niepokaźuy, był własnością osobistą iniezaprzeczoną — p. porucznika Klonowskiego! Stałem z otwartemi ustami i byłbym stał nie wiedzieć jak długo, gdyby zniecierpliwieni widzowie z drugiego rzędu krzeseł nie zwrócili mojej uwagi, że nie kupili biletu dla Oglądania moich pleców. Usiadłem mechanicznie — rozmowa w loży trwała dalej, wśród śmiechów i żywej giestykulacyi z jednej i drugiej strony. Gucio uśmiechał się tak niedorzecznie, jak za najpiękniejszych czasów szkolnych; Elsia stroiła do niego różne miny i zdawało się, że bawi się wybornie. Nagle, wskazała mu jakiś punkt w sali; aby go zobaczyć, pochylił się nad nią: czułem, że jego oddech był na jej włosach, na jej czole, jego szmaragdowa krawata dotykała jej lica długiemi swojemi końcami, a ona śmiała się tak serdecznie... chyba żartowała z niego? O, żartowała dotkliwie, zachmurzył się nawet. Przebóg! Podała mu rękę do pojednania i popatrzyła na niego z taką dobrocią! Tego nie rozumiałem już zupełnie: wszak to był ten sam młody człowiek, którego jej chciano narzucić, grożąc ojcu jej wywłaszczeniem z majątku! Ale pocóż miałem męczyć się domysłami, wszak rzecz musiała wyjaśnić się nazajutrz. Tymczasem atmosfera w teatrze
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/126
Ta strona została przepisana.