Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/128

Ta strona została przepisana.

oczywiście ciągle hrabiną, porobiła różne znajomości; teraz, o niczem niema mowy, jak tylko o książętach włoskich, markizach hiszpańskich, lordach angielskich i bankierach paryskich. Ani przystąpić biednemu człowiekowi! Omijałbym ją na milę, gdyby nieszczęście nie chciało, że prowadzę interesa tego poczciwego rotmistrza Starowolskiego. Interesa te były nawet przyczyną, że odszukałem ją w loży... — Czy zaszedł może znowu jaki zwrot niekorzystny w tej sprawie z Klonowskim?
— A... zaszedł, i to bardzo brzydki...
— Więc licytacya!
— Ach, co innego! Wszak wiesz pan zapewne, że pani Elżbieta swata wszelkiemi sposobami pannę Elwirę za Gucia Klonowskiego?
— To jest, nie sądzę, by ją swatała „wszelkiemi sposobami“... ot tak, są projekta...
— A ja panu powiadam, że swata rękami i nogami.
Lecz do rzeczy. Otóż Klonowscy, których prestige mimo wszystkiego... opiera się na słabych podstawach, radziby koniecznie zkoligacić się ze staroszlachecką rodziną i zyskać lepsze plecy, niż te, które im może dać sam majątek. Póki wiadomem było tylko, że stary jest i był oszustem, a syn głupcem, było to jeszcze pół biedy, ale po ostatnim przypadku pana Gustawa...
— Gucio miał przypadek? Nie znać tego po nim.
— Wszak jeżeli go pan widziałeś, to musiałeś pan przecież spostrzedz, że już chodzi w cywilnem ubraniu.
— I cóż z tego?
— To z tego, że pan Gustaw grał z kolegami w maczka, i że go złapali na gorącym uczynku, jak wyciągał ze szkartu to, co mu było potrzebnem do szlagera. Oczywiście, wypoliczkowali go, wyrzucili za drzwi, i dostał haniebną dymisyę, bo nikt nie chciał służyć z nim w jednym i tym samym pułku. Stało się to przed trzema dniami, na prowincyi, w Przemysłowicach. Dowiedziawszy się o tem zajścin z ust wiarogodnych, bo od dowódcy pułku, w którym służył,