dzinami. Nie mogłem mu mieć za złe jego przypuszczeń, bo nie wiedział o niczem.
Ale wilgoć nie przestawała napełniać powietrza, bo było jesienne i dżdżyste. Madera, powtarzam, była wcale niezła ikącik mieliśmy zaciszny.... spieraliśmy się tedy dalej. Pan Dominik w obszernym, i jak zwykle, nieco ociężałym wywodzie chciał mi właśnie wyłuszczać powody, dla których sądził, że panna Starowolska może zostać panią Klonowska — kiedy nagle zebrało mi się na otwartość i wyspowiadałem mu się in camera charitatis, że jestem, wprawdzie nie po słowie, ale przynajmniej po słowach z Elsią, wykluczających jego przypuszczenie.
— To zmienia postać rzeczy — rzekł, poprawiając zawzięcie kołnierzyki i prostując się znowu. — To chciej mi pan wierzyć, panie Edmundzie, to cieszy mię serdecznie! Ale skoro sprawa tak stoi, przyznasz pan, że wskazanym jest w tym wypadku kieliszek szampana, nie ten podły trunek hiszpański. Garson!
Nie było repliki na takie wezwanie — podano szampana, a pan Dominik wniósł:
— Niech żyje to, co każdy z nas ma w sercu! I — precz z Klonowskimi!
Gawędziło nam się tedy dalej i piło się wybomie, a chociaż nie potrafiłbym powtórzyć reszty naszej rozmowy inie przypominam jej sobie dokładnie, to przypominam sobie, że była ona bardzo poważną i bardzo wyczerpującą, — tak wyczerpującą, że rano zostało nam zaledwie dość czasu, by pójść do łaźni i odświeżyć się, poczem p. Dominik pospieszył do swego biura a ja do p. Pimmelesa, z którym miałem do pomówienia.
P. Pimmeles chciał zaprowadzić w swojej fabryce ulepszenia, które przed niedawnym bardzo czasem wynaleziono zagranicą — w tym celu postanowił był wyprawić mię do Niemiec, abym tam zbadał naocznie nowe te wynalazki. Mniemałem, że będę miał trudności co do paszportu, jako zostający jeszcze ciągle pod opieką Klonowskiego, który wygrawszy na razie sprawę, mógł stawiać mi
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/130
Ta strona została przepisana.