Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/133

Ta strona została przepisana.

nie stracił humoru, i wział żywy udział w rozmowie, zapewniając, że na migrenę niemasz jak kieliszek Koniaku! i przejsżdżka kłusem na jego kasztanowatym Lengyelu, do czego atoli ciocia Elżbieta nie objawiała najmniejszej ochoty. Elsia natomiast, która stała blisko nas podczas powitania naszego i słyszała dokładnie moje słowa, popatrzyła na mnie surowo i nie rozchmurzyła się już wcale. Gucio pożegnał się wkrótce, przyrzekłszy!pani Leszczyckiej, że przyjdzie do niej wieczór na herbatę. Gdy odszedł, ciocia rozpoczęła hymny pochwalne na cześć jego.
— Wiesz Elsiu, przypomina on mi twojego hrabiego v. Spangenberg, tego, co ci tak nieodstępnie towarzyszył na wycieczkach w saskiej Szwajcaryi. Il a peut-être moins d’asprit... mais c’est am trés bon garçon.
— Tem lepiej dla tych, z którymi obcuje — odparła Elsia. — Dowcip służy ludziom często tylko do czernienia drugich — dodała, patrzac na mnie znacząco.
— Do czernienia? — zapytałem zdziwiony, osłupiały.
Pojmowałem przed chwilą surowe spojrzenie Elsi, ale przez myśl mi nie przeszło, by mogła ujmować się za Guciem; sądziłem, że wyrzucała mi tylko małą scenę, której omal nie wywołałem w jej obecności.
— Tak, do czernienia — odpowiedziała. — Na to nie potrzeba nawet wiele dowcipu, dość jest powtórzyć pierwsza lepsza plotkę.
— Ach, co to, to prawda — podjęła ciocia. — Jak nieznośny ten pan Dominik był wczoraj z tem swojem opowiadaniem o tej jakiejś karczemnej scenie między oficerami a Klonowskim! Qui est-ce que celà regarde? Wiadomo przecież, że w wojsku służą różni ludzie, et souvent, ce sont des malotrus...
— Pan Borodecki wie, dlaczego co mówi — — powiedziała Elsia z dziwnym przekąsem.
— Zapewne! Powiem ci nawet ma chêre, że pan Borodecki radby bardzo, abym wypowiedziała dom Klonowskiemu. Uważam oddawna, że jesteś w jego guście...