Milczałem jak głaz.
— Panie Edmundzie, pan przyjdzie wieczór, nieprawdażP Pan mię źle nie zrozumiałeś!
Skupiłem wszystkie moje siły moralne i fizyczne do uśmiechu i ukłonu, i zdobyłem się na to, że wskazując na drzwi salonu, powiedziałem żartobliwym tonem:
— Ciocia się śmieje, gotowa dostać czkawki. Dajmy pokój temu!
I Wybiegłem na ulicę.
Niepodobna mi opisać zmąconych uczuć, które mną władały. Kogokolwiek dotknęło kiedy wielkie nieszczęście, ten wie, że umysł, przygnębiony katastrofą, na dłuższy czas traci swoją sprężystość. Jest się pozbawionym własnej woli, energii, zdolności przedsięwzięcia czegokolwiek; ludzie, słabsi od nas w zwykłych warunkach życia, muszą nas popychać w prawo i w lewo; nie jesteśmy w stanie stawić czoła najdrobniejszym wydarzeniom, toniemy tam, gdzie inni w bród przechodzą. To był stan mojej duszy. Gdybym mógł był oburzać się, szaleć z rozpaczy, miotać się namiętnie, byłbym niezaw0dnie postanowił tysiąc razy i poprzysiągł nie wracać więcej do Elsi, ale — byłbym z pewnością Wrócił. Zamiast wszystkich tych gwałtownych uniesień atoli, czułem tylko ból i smutek niezmierny — nie postanawiałem nic i nie byłem zdolny do żadnego postanowienia, ale czułem, że do niej nie wrócę. Czułem to, bo jakaś próżnia powstała we mnie, urok, pod którym zostawałem tak długo, znikł w jednej chwili; napróżno goniłem myślą za obrazem pełnym czaru, który tkwił w niej tak długo: obraz ten rozwiał się w mgle i przestał mię nęcić i dręczyć, a żal, strasznie mi żal było za temi udręczeniami, żal za miłością, którą jedna chwila wydarła z mego serca. Nie wiedziałem jeszcze, jak potrafię żyć bez tego uczucia, czem zastąpię to, co było dla mnie dotychczas gwiazdą przewodnią i busolą? Do czego nawiążę dalszą nić mojego istnienia?
Chciała, bym wrócił — żałowała może szczerze swojego postępku. Nie zaszło między nami prawie nic, coby
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/137
Ta strona została przepisana.