Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/14

Ta strona została przepisana.

a tymczasem oochwila wpadał do pokoju któryś z kolegów, zrekrutowanych na wieczorek do pani Leszczyckiej — każdy mocno zaaferowany i z taką miną, jak gdyby nader ważne interesa spoczywały na jego barkach. Byli i tacy, których wcale nie proszono, ale którzy mimo to pojawiali się w cukierniach i innych miejscach publicznych ozdobieni białemi krawatkami i przystrojeni w paliowe rękawiczki, aby dać do myślenia, że idą na bal do „hrabiny Leszczyckiej*, która, jak już powszechnie wiedziano, urządziła była właśnie dom na wielką skalę i na której salonach zbierać się miała śmietanka „towarzystwa“, a przynajmniej, jego najtłuściejsze „podśmietanie“.
— A ty się czemu nie zbierasz? — zagadnął mię Józio.
— Nie mogę cię przecież zostawić samego, nudziłbyś się okropnie...
— Ale nie, nie, idź koniecznie. Ciocia i Elsia nakazywały mi parę razy, abym cię wyprawił!
— Żartujesz!
— Nie, owszem, mówię zupełnie seryo. Ciocia potrzebuje cię, bo skoro ja wstać nie mogę, będziesz mię zastępował w obowiązkach zastępcy gospodarza domu: rozumiesz mię? Będziesz uważał, aby starszym panom dawano starsze wina, itp. Co się zaś tyczy Elsi, zaangażowałeś ją do mazura i do kotyliona, i kazała ci to przypomnieć; czy ci to nie wystarcza? Idź, idź, jesteś dzisiaj le lion du jour, korzystaj z tego!
— Tak... ale...
— Niema żadnego ale; jak nie pójdziesz, to obrócę się do ściany i przez cały wieczór ani słowa nie przemówię do ciebie! — Uściskałem Józia za tę groźbę, o której wiedziałem, że pochodzi z przyjacielskiej życzliwości, i począłem się ubierać. Nim jeszcze skończyłem, nadbiegł lokaj p. Leszczyckiej z oznajmieniem, że „jaśnie pani“ prosi, aby pan baron (to miało oznaczać mnie) przyszedł wcześnie, przynajmniej o siódmej, bo „jaśnie pani“ bardzo prosi o to pana barona. Powodem tej nobilitacyi mojej z przeskoczeniem niższych stopni szlachectwa był niezawodnie gulden, którego