telach, faktor z propozycyami rozmaitych usług, ofuknąłem go, by mi dał spokój.
— No, co spokój? Jak tu dać spokój, ja przychodzę po moje pieniądze!
— Jakie pieniądze?
— Przecież ja mam pański weksel! O, tu jest! termin był już przed trzema miesiącami, Wielmożny pan nie zapłacił, i uie był we Lwowie, ja musiałem zaskarżyć do sądu i ogłosić edykt w gazecie!
Teraz dopiero zrozumiałem, o co chodzi. Był to ów weksel, który podpisałem wyjeżdżając ze Lwowa, dla zrobienia przysługi Guciowi.
— Ależ ja od ciebie nie brałem pieniędzy — czemu nie idziesz do pana Klonowskiego?
— Ja był u niego już z dwadzieścia razy, małom nóg nie połamał, tak chodzę i chodzę; ale co jemu zrobić, on nie płaci, i on jest małoletni.
— To idź do starego... wszak jest podobnoś we Lwowie.
— Wie hajst starego? Stary nie zapłaci; pan'eś podpisał weksel, to pan zapłaci, a jak nie, to ja będę robić dalsze kroki...
Nie było rady z żydem, wszelkie przedstawienia nic nie pomogły. Źądał tysiąc złr. i jeszcze oprócz tego około dwieście tytułem różnych procentów i kosztów. Miałem zaledwie paręset złr. gotówki — resztę moich pieniędzy, jak już opowiedziałem, ulokowałem w akcyach fabryki, która obiecywała tak wielkie zyski. Zaproponowałem Szajlokowi zapłatę w tych papierach — ale aż odskoczył, klnąc się na duszę, że moje akcye, za które zapłaciłem przecież po 200 złr., niewarte i pięciu złr. sztuka. Przypuszczałem, że chce mię oszukać, kazałem mu przeto przyjść za godzinę i poszedłem do kantoru dowiedzieć się, jak stoją moje akcye. Niestety, dowiedziałem się, że są bez żadnej prawie wartości. Wytłómaczono mi, że ks. Blaga i p. Klonowski, nabywając w imieniu towarzystwa akcyjnego ową fabrykę od pierwotnego jej właściciela, zapłacili mu cenę kupna
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/141
Ta strona została przepisana.