wreszcie napisać kilka słów do Herminy, aby domagać się od niej usilnie wiadomości z Żarnowa. Zerwania z Elsią nie czułem się jeszcze na siłach opowiedzieć lub wytłómaczyć mojej siostrze. Bolało mię ono jeszcze zbyt silnie, a nadto, Hermina zajęła takie stanowisko między mną a Elsią; wyobrażenia jej o świętości i nierozerwalności węzła, łączącego serce z sercem, były tak idealne, że nie miałem odwagi przyznać się przed nią, iż po długich latach szałów i marzeń, nagle, w jednej chwili, przestałem kochać się w pannie Starowolskiej. Prawdę powiedziawszy, sam wówczas jeszcze nie zdawałem sobie dokładnie sprawy z powodów tej nagłej zmiany we mnie; powoli dopiero, badając się z uwagą, nabyłem przekonania, że draśnięta do krwi moja miłość własna dokonała tego cudu. Postanowiłem przeto na razie odłożyć moją historyę na później. Zaledwie wziąłem pióro do ręki, zapukał ktoś do drzwi. Był to listonosz.
Machinalnie wziąłem z rąk jego dwie koperty, które mi podał, i spojrzałem na adres. Na jednej z nich było pismo Herminy — drobny szczegół, którego dostrzegłem w adresie, odjął mi odwagę złamania pieczątki. Hermina przestrzegała zawsze wzorowego porządku w swojej korespondencyi: tym razem atrament zalał był kopertę w kilku miejscach, jak gdyby pisała po zwilżonym papierze. Nie wiem, dlaczego wydało mi się to wymowniejszem od czarnych piecząteki innych oficyalnych oznak żałoby. Raz przecież trzeba było położyć koniec obawom i przeczuciom; zdecydowałem się rozedrzeć kopertę i wyjąłem z niej, niestety, potwierdzenie najczarniejszych przypuszczeń, które mię trapiły. Była to drukowana kartka, donosząca, że Wincenty i Konstancya Wielogrodzcy po kilkogodzinnych cierpieniach, jednego i tego samego dnia, padli ofiarą okropnej epidemii. Wypadek ten zdarzył się jeszcze przed tygodniem — miałem tedy tę smutną pociechę, że wiadomość o rezultacie mojego procesu z Klonowskim nie zatruła ostatnich chwil mojego dobroczyńcy...
Kiedy straciłem matkę, los łaskawy pozwolił mi stracić także przytomność i odzyskać ją wśród fizycznego osłabienia, które ukołysało boleść, rozdzierającą moje serce w rodzaj
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/143
Ta strona została przepisana.