głębokiego smętu i przygnębienia. Ach, jakże pragnąłem w tej chwili, by ciężka niemoc odjęła mi znowu świadomość tego, co się stało koło mnie! Nie stało się jednak zadość temu mojemu samolubnemu życzeniu, ł poczęły mną miotać, wraz ze szczerym smutkiem i żalem za tymi, co mi zastępowali rodziców, ciężkie wyrzuty sumienia, które miewałem i dawniej, a które teraz spotęgowały się tak, że sam sobie wydawałem się potworem. Oni tak kochali Herminę — oni konając, ją tylko jednę mogli mieć w myśli, a szlachetne ich dusze cierpialy tak srodze, widząc to biedne, młode dziewczę tak osamotnione, tak bez opieki i punktu oparcia rzucone w świat, pełen głupoty i złości! A ja, tymczasem, biegałem po sprawunkach dla pani Leszczyckiej i starałem się wyczytać moją przyszłość w uśmiechu Elsi, lub w chmurce na jej czole, oszukując pokładane we mnie nadzieje, pamiętając o Herminie prawie o tyle tylko, o ile mój ñlonowski romans z Elsią znajdował w niej opiekunkę i pośredniczkę! Był to niewątpliwie egoizm, posunięty do ostatnich granic, egoizm, połączony z wielką niewdzięcznością, i źle wobec własnego sumienia usprawiedliwiony tem, że Hermina sama zaszczepiła go i wypielęgnowała w mojej duszy. Teraz, jedna tylko jasna myśl wśród tego chaosu przykrych uczuć nastręczała mi się rozkazująco: obowiązkiem moim było pospieszyć do Żarnowa, podzielić smutek Herminy, zająć się jej dalszą egzystencyą...
Prócz kartki pośmiertnej, znalazłem w kopercie krótki bilecik od niej. „Jestem u państwa Goldmanów pisała — bądź spokojny o mnie. Zlituj się, zaklinam cię, nie przyjeżdżaj teraz-ta straszna choroba grasuje tu jeszcze okropnie. Umyślnie wstrzymałam się tak długo z pisaniem, bo sądziłam, że to przeminie — ale niema końca pogrzebom i dzwonom. Pamiętaj, że prócz ciebie, nie mam już nikogo... raz jeszcze błagam cię, nie przyjeżdżaj teraz. Zginęłabym z trwogi; nie uwierzysz, jak po tej podwójnej katastrofie ściga mię myśl, że jakaś fatalność chce, bym przeżyła wszystko, co mi jest drogiem. Boję się przywiązać nawet do drobnostki, do kwiatka... zwiądłby pewno za to, żem go polubiła.
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/144
Ta strona została przepisana.