Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/157

Ta strona została przepisana.

— Trzeba panu zaś wiedzieć — mówił pan Dominik — że ta mała jędza, panna Starowolska, pospieszyła donieść pannie Herminie obrzydliwą plotkę, którą zrobiono z powodu pańskiego uwięzienia, i o której autorstwo posądzam Gucia Klonowskiego. Nie mając innej wiadomości, prócz tej, panna Hermina zaalarmowana była w okropny sposób.
— Jaka plotka, i o czem pan mówisz, panie Dominiku?
— Niech to pana zbyt nie martwi, co panu opowiem; świat jest taką kanalią, że w istocie niewarto sobie robić nic z tego, co on powtarza, i w co wierzy. Mało kto z nieprawników wie, że istnieją jeszcze niektóre zabytki ustawy o areszcie za długi; większość mniema, że dziś już można być uwięzionym tylko wtenczas, gdy się jest obwinionym o jaką zbrodnię. Ztąd, wszyscy wierzą bąkowi zręcznie puszczonemu, jakobyś pan sfałszował podpis Klonowskiego na wekslu.
— Ja?
— Bądźże pan spokojnym, przecież znam całą, sprawę równie dobrze jak pan, i przedemną nie potrzebujesz pan tłómaczyć się, ale potrzeba. będzie zrobić coś, by nie szerzono tej potwarzy. Pomyślimy o tem później. A propos, panie Edmundzie — dodał p. Borodecki, jakby dla odwrócenia mojej uwagi od tego niemilego przedmiotu — co to za przecudnie piękna osoba, ta panna Wielogrodzka! Kiedy miałem przyjemność towarzyszyć jej i pani Goldmanowej do hotelu, gdzie te panie zajechały, wszyscy stawali na ulicy i oglądali się, aby się jej lepiej przypatrzyć. Co za wzrost, co za kibić, a jakie oko! Nie wiem co podziwiać w niej więcej, czy piękność, czy rozum i serce, malująca się w każdem słowie. Państwo wychowaliście się razem, wszak prawda?
— Jesteśmy rodzeństwem, wprawdzie tylko przybranem, ale brat i siostra nie mogliby lepiej kochać się na wzajem.