szesnaście? Bądź co bądź, lord Kenmare, ile razy nie zalewa się miksturami, nie ugania za Danielem lub nie słucha jego narzekań i łajań, fantazuje ciągle o młodym chłopcu, któryby miał rysy jego syna, i któremuby mógł zostawić swój tytuł i swoich trzydzieści kilka tysięcy funtów dochodu. To było powodem poszukiwań, czy przypadkiem odepchnięta przed laty siostra nie zostawiła potOmstwa. Fotografia pańska, którą zażądałem i którą pan nadesłałeś, rozstrzygnęła kwestyę. Jesteś pan podobnym jak dwie krople wody do Master Archibalda, co skręcił kark w Loughrea i mam tylko jeszcze polecenie, przebrać pana w taki sam kostium, jaki on nosił. gdy go ojciec widział po raz ostatni. Wdziejesz pan tedy surdut biały z wielkiemi rogowemi guzikami, pantalony szamoa w wielkie brunatne kraty, niebieską aksamitną kamizelkę w srebrne i złote kwiaty, szmaragdową krawatę z wielkim węzłem, który ma być krótszy z lewej strony niż z prawej i trzewiki z żaglowego płótna, okładane lakierowaną skórą. Co do nakrycia głowy nie mam instrukcyi. Wszystko to jest gotowe i czeka na pana; potrzeba tylko, aby krawiec przystosował suknie do pańskiego wzrostu, co uskuteczni niezawodnie, nim oznajmię pańskie przybycie lordowi Kenmare.
Dałem zrobić z siebie wszystko, czego chciano, i za parę godzin wyglądałem tak, że śmiech spazmatyczny porywał mię, ile razy spojrzałem w zwierciadło. Brat mojej matki był widocznie dziwakiem z natury, lub starał się nim być, co zresztą sprawiało jeden i ten sam skutek. Wieczór p. Crisparkle zawiózł mię na jednę z ulic sąsiadujących z Grosvenor-Square, w najarystokratyczniejszej części Londynu i wprowadził mię do dużego dość domu, zamieszkanego wyłącznie przez mego wuja. Kręciło się tam wiele służby w liberyi, a wszystko patrzyło na mnie jak na raroga; w istocie bowiem kostyum mój wyzywał w szranki zuchwale i modę, i porę roku... W salonie wyszedł naprzeciw nas kamerdyner w czarnym surducie, z miną człowieka niezmiernie niezadowolonego. Na mój widok wytrzeszczył on oczy, przeżegnał się i wezwał na pomoc któregoś z ir-
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/178
Ta strona została przepisana.