Nie wiem jak się to stało, ale muzyka, walca łechtała mi w tej chwili duszę nierównie przyjemniej, niż przedtem. Mówić mogłem zaledwie, ale pocałowałem ją w rękę i wyjęknąłem:
— Pani... pani jesteś bardzo dobrą!
— Przeciwnie, jestem złą, i gniewam się na pana!
— Na mnie! Za co?
— Bo się pan dąsasz na tych, którzy pana kochają.
— Mnie... nikt nie kocha!
Jak każda nieprawda, tak i ta wyrzeczoną była tonem niezmiernie patetycznym, tragicznym. Niewdzięczny! W tej chwili nie myślałem o nikim, oprócz Elsi, i zdawało mi się, że w istocie nikt, nikt mię nie kocha.
— Jeżeli pan chcesz, aby pana kochano, to porzuć pan tę grobową minę! I — szepnęła, ciągnąc mię za rękę do salonu, i wieszając się na mojem ramieniu, jak przedtem na ramieniu p. Dominika — i nie bądź pan tak zazdrosnym!
Ach, jaka to rozkoszna muzyka, te walce Straussa! Jak miło kołysze do snu roznm, a budzi serce i ciągnie je w swój wir szalony! Czemuż nie można tak przewalcować całego życia, czemu ten biały murzyn przy fortepianie ustaje ze znużenia, czemu go nie zastąpią jakim drewnianym automatem?
Pan Dominik nie tańczył więcej z Elsią. Rozmawiał jeszcze trochę ze swoją starszą kuzynką, która mu wykładała z wielkim ferworem konieczność ożenienia się — a zmęczony zapewne tem kazaniem, przypomniał sobie, że p.
Artabanowicz wyjeżdżał tej samej nocy na wieś, i wyniósł się cichaczem, przed kolacyą. Ledwie spostrzeżono jego zniknięcie, gdy areopag matek i ciotek, zgromadzony około pani Leszczyckiej, począł brać pod rozwagę jego zalety i wady. Zgodzono się jednomyślnie, że jest to bardzo przystojny i bardzo miły człowiek — tylko p. Mamułowiczowa zarzuciła mu, iż trochę zawiele wie o tem, że jest przystojny. Oprócz tego, ponieważ żywioł „ziemiański“ przeważał w salonie p. Leszczyckiej, wyrażono kilkakrotnie ubolewanie z powodu, że p. Borodecki jest adwokatem.
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/19
Ta strona została przepisana.