jak ja nim byłem przez parę tygodni, a bodajbym był złym prorokiem, jeżeli nie będziesz jeszcze zazdrośnym o jakiego Klonowskiego.
— Ja? Zazdrośnym o Klonowskiego! — Omal mi łzy nie stanęły w oczach na takie bluźnierstwo. Spostrzegł się Józio, że mię dotknął boleśnie, i odwrócił rozmowę na inny przedmiot, żartując, że jakkolwiek biegły w gramatyce, przecież raz w życiu skaleczyłem jedno gerundium. Uśmiechnąłem się, ale z wielkim żalem w sercu poszedłem na kolegia i zamiast uważać na prelekcye, zbijałem w duchu wszystkie sceptyczne rozumowania Józia. Muszę sobie oddać tę sprawiedliwość, że udało mi się to wybornie. Wprawdzie nie mogłem odmówić słuszności porównaniu, które Józio zrobił między Elsią a Herminą — ale cóż z tego? Elsia mogła zrobić ze mnie mazgaja, bawić się mną jak lalką, ale to jej nie przeszkadzało być aniołem, to mnie nie przeszkadzało Wierzyć jej spojrzeniom, uściskom jej dłoni, i temu pierwszemu pocałunkowi, tak lekkiemu i słodkiemu, że wspomnienie jego było przeczuciem rajskiej, owładającej, z niczem nieporównanej rozkoszy, talizmanem na całe życie...
Tak upłynęły zima i wiosna, jak sen uroczy. Elsia miała zawsze dla mnie uśmiech, spojrzenie i uścisk dłoni — czasem kaprysiła i tyranizowała mię okropnie, ale tem milej umiała to później powetować. Czasem też czarniejsze i gęstsze chmury zasłaniały mój widnokrąg — przypominała mi się, mimo wszelkiego rozumowania, powyższa rozmowa z Józiem. Truchlałem z trwogi, gdym spostrzegał, że Elsia lubi życie pełne przepychu i świetności — że imponują jej marne błyskotki. Ale wówczas z zapałem brałem się do pracy — pozdawałem egzamina z wielkiem powodzeniem i gotowałem się do zrobienia karyery i majątku w moim zawodzie. Widziałem parę przykładów, że udawało się to różnym ludziom, i że ten rodzaj zajęcia cokolwiek mniej raził szlacheckie uczucia, niż adwokatura albo profesura. Nabierałem otuchy, a jeszcze więcej dodawała mi jej Hermina, choć nie mogła mię nakłonić do żadnego stanowczego kroku. Droga, nieoceniona siostra! Ona czuła wszystko, co ja czułem, i ona
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/31
Ta strona została przepisana.