przymusowym słuchaczem nieskończonych targów, wątpliwości i narzekań. Tym razem atoli okazya była bardziej uroczystą, i na moje szczęście ciocia uchwaliła, że „wypada“, aby jej w oficyalnej wizycie u prezydenta sądu towarzyszył siostrzeniec, mnie zaś zostawiono w salonie z Elsią i dano nam polecenie, abyśmy zatrzymali panią Marczewską, gdy nadejdzie.
Elsia, zwykle wesoła aż do pustoty, była tego dnia mełancholicznie usposobioną, że odrazu znaleźliśmy się w zupełnej harmonii, bo nie potrzebuję wspominać, jak mocno ściskało mi się serce na myśl o bliskiem rozłączeniu.
— Dawno już nie wspomniałeś mi pan nic o swojej siostrze, Edmundzie — zagadnęła mię, gdyśmy się znaleźli sami na balkonie, wśród olbrzymich oleandrów. — Czy nie zapomniałeś pan już o niej?
— Nie umiem zapominać! — odparłem z westchnieniem, i popatrzyłem na nią w sposób, objaśniający znaczenie słów moich. Tak przynajmniej pochlebiałem sobie.
— Nie godziłoby się też zapomnieć o tak dobrej, tak anielskiej istocie — rzekła, nie zrozumiawszy mię. — Nie uwierzysz pan, jak pragnęłabym poznać pannę llerminę. W Starej Woli obiecywałeś mi pan zawsze, że będziesz pośredniczył, abyśmy mogły obiedwie korespondować z sobą. Dotychczas nie uiściłeś się pan z tej obietnicy.
— Nie brałem życzenia pani za coś więcej, jak za poryw chwilowy, wywołany wrażeniem tego, co mówiłem o Herminie, i co mówiły jej listy, które pani pokazywałem.
— Ja nie mam chwilowych porywów; jeżeli czego chcę i pragnę, to chcę i pragnę stale. Nauczyłeś się pan już, jak widzę, od Józia, uważać mię za kapryśną dziewczynkę, której odchciewa się wszystkiego po chwili. Tacy to wy jesteście wszyscy. Hermina lepszą jest od pana.
— O niewątpliwie jest lepszą: wszak sam to zawsze powtarzałem, ile razy mi pani pozwoliłaś mówić z sobą o niej, lub ile razy pokazywałem pani jej listy. — Czemu mi pan teraz już nigdy nie pokazujesz jej listów? Czytałabym je tak chętnie.
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/33
Ta strona została przepisana.