są w ziemię tak, że dość jest dmuchnąć, aby się obaliły, a żelaza w konstrukcyi brakuje najmniej połowa.
— Jesteś pan młokosem, który przebiegł gdzieś przez sień jakiejś szkoły realnej i rezonuje o tem, czego nie rozumie!
— Ale który nie podpisuje tego, czego nie rozumie.
— Więc pan stanowczo nie podpiszesz?
— Nie.
— Dobrze więc, wygotuj pan inny rachunek i podpisz go pan. Przeklęty kraj! — dodał, drąc w złości swój elaborat — ci Polacy w Radzie nadzorczej ponasyłali mi tu jakichś przemądrych nieuków, którzy mnie, mnie chcą uczyć rozumu!
Byłby może dalej piorunował pan szef, i byłoby przyszło do gwałtownej sceny między nami, gdyby w tej chwili z wielkim hałasem nie byli nadbiein ludzie, zajęci wykończaniem robót około mostu. Przynosili oni nowinę, że jeden z filarów, sprzykrzywszy sobie w nader krótkim czasie swoje położenie pionowe, ni ztąd ni zowąd przewrócił się do rzeki, że konstrukcya żelazna leży w wodzie i że przy tej sposobności jednego robotnika śmiertelnie pokaleczyła waląca się budowa, a drugi utonął.
P. Heimoffen zatrząsł się od gniewu na mojego sąsiada i kolegę-inżyniera, p. Prszticzka, który most budował. Nie chodziło mu o to, że most był źle postawiony, ale o to, że się zawalił tak wcześnie, i że potrzeba go będzie stawiać na nowo z jednych i tych samych funduszów. Na domiar — jak sobie wyobrażałem — nieszczęścia, nadjechać miał książę Blaga i mógł się przekonać naocznie, że filar był tylko rodzajem wielkiej kiszki kamiennej, nadzianej rumowiskiem. Książę Blaga nadjechał w istocie nazajutrz i skonstatował...
Książę Blaga skonstatował, że „potrzeba sprowadzić więcej inżynierów z Niemiec i z Czech, bo ci Polacy wszystkim nam kości połamią“...
Książę Blaga był to mąż nader imponującego weirzenia, powierzchowności nawskróś patryarchalnej. Na kimby
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/78
Ta strona została przepisana.