za nimi. Otworzyłem drzwi i chciałem wyjść, aby się dowiedzieć, co się stało, ale w tej chwili wepchnięto do izby moich obydwu teologów i w okamgnieniu izba napełniła się rqzwścieklonymi robotnikami, z których dzikiej wrzawy wyrozumiałem, że chcą ubić na śmierć „dzindziniera“, bo zatrzymnje pieniądze, przeznaczone im na zapłatę, podczas gdy oni giną z głodu. Ja byłem tym nieszczęśliwym „dzindzinierem“. Nie było czasu parlamentować, ani też zastanawiać się, kto mógł w tych biednych ludzi wmówić tak wierutną bajkę; rydle i motyki zagrażały mojej.głowie itylko dzięki niskiej powale, wymierzone we mnie ciosy były nieszkodliwemi. W pierwszej chwili porwałem był rewolwer. wiszący nad mojem łóżkiem, ale nie miałem serca robić zeń użytku, i tak wszyscy trzej, ja, Anglik i Maciej, wyparci zostaliśmy do małej komórki, przytykającej do izby, i blokowani tam w towarzystwie Kasi, samowara i czajnika. Teraz dopiero opamiętał się, pierwszy z nas, Mr. Holyday, stanął w niskich drzwiach, zasłaniając je zupełnie swojemi szerokiemi barkami, odwinął rękawy i wkrótce mieliśmy sposobność przypatrzenia się bardzo pięknemu popisowi z brytańskiej sztuki walczenia na pięści. Pan Maciej tymczasem radził, że należy nam zrobić, jak generał Gyulay pod Magentą, t. j. urządzić jak najspieszniej feldcurukcug i skoncentrować się jak najdalej za frontem — wykonaniu dobrej tej rady stanęła atoli na przeszkodzie ta okoliczność, że z komórki nie było żadnego wyjścia, oprócz bardzo małego okienka, przez które Mr. Holyday nie byłby się zmieścił nawet w młodszych swoich latach, a zostawić go samego nie wypadało. Najlepszy plan obmyśliła Kasia, wyskoczyła bowiem oknem i pobiegła po żandarmów do karczmy. Anglik dokazywał cudów kułakami; już kilku chłopów, nieprzyzwyczajonych do tej zabawki, leżało na ziemi chwytając się rękami za stłuczone żołądki lub nosy, ale ciżba była zbyt wielką, napastnicy przemogli go, powalili o ziemię, i wdarli się do naszego miejsca obronnego. Pierwszy ten szturm odparłem zwycięsko, parząc najśmielszych kipiącą wodą z samowaru, podczas gdy pan Maciej, krzycząc dla
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/82
Ta strona została przepisana.