Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/86

Ta strona została przepisana.

Anglik sądził może, że mię cokolwiek skruszył, i aby jego ziarno nie padło daremnie na przysposobioną już rolę, obdarzył mię biblią i kilkoma jeszcze innemi książkami i broszurkami, obliczonemi na zbudowanie zatwardziałych grzeszników, opakowawszy całą tę bibliotekę nader starannie w parę numerów olbrzymiego dziennika Times, które leżały na stole. Wdzięczny za dobrą intencyę, podziękowałem mu i pożegnałem go jak należało, a udawszy się do mojego mieszkania, włożyłem jego prezent do tłumoka, zapewniłem Kasię raz jeszcze, iż nie zapomnę mojej obietnicy i odjechałem do Czartopola. Tu dowiedziałem się, że powódź, w skutek której runął był filar mostowy kolei żelaznej, porobiła wszędzie ogromnie wielkie szkody, głównie zaś pozrywała mosty i zabrała promy, w skutek czego dyliżans już od kilku dni wcale nie krąży między Źarnowem a Lwowem — spodziewano się ledwie nazajutrz przywrócenia komunikacyi. Rad nierad, musiałem zatrzymać się w miasteczku, gdzie trudno było pomieścić się, bo odbywał się właśnie jarmark, i zjechało się było z okolicy mnóstwo szlachty i innych honoracyorów, którzy — czy to z planu zgóry powziętego, czy tylko korzystając ze sposobności, urządzili sobie byli sejmik przedwyborczy w jednym większym zajeździe miasteczka. Miałem tam kilku znajomych, takich mianowicie, których korzystniejsze oferty przy licytacyach dostawy dla kolei żelaznej odrzucono, i którzy wiedzieli, że pośrednio broniłemich sprawy, bo nie chciałem przyjmować złego materyału, d0starczonego przez ich współzawodników. Oprócz tego w samym Czartopolu byłem persona gratissima, wiedziano tam bowiem, iż moim zabiegom zawdzięczało miasteczko stacyę kolei żelaznej. Dzięki tym stosunkom, zaproszony zostałem na obywatelską naradę przedwyborczą, ku wielkiemu zgorszeniu kilku jegomościów, niemogących pojąć, co „inżynier“ może mieć do czynienia między „obywatelami“. Nasłuchałem się też do sytu mów takich, jak owe, które niegdyś miewano w Hajworowie na cześć p. Klonowskiego. Wystąpił jakiś szlachcic — jeżeli się nie mylę, ten sam który wówczas przez pomyłkę wziął mię był na ręce, jako