ludowi niegrabionemu w kantynie, a przedewszystkiem, pragnąłem tak mocno być blizko niej, poddać się, chociażby jej kaprysom, śledzić uśmiechu jej i spojrzenia i być szczęśliwym lub nędznym z jej zachcenia i woli — tak mocno, powiadam, pragnąłem tego wszystkiego, że zamiast przybyć do Lwowa pierwszą pocztą po powodzi, byłbym przybył drugą dopiero. Na stacyi jednak pocztowej w Ławrowie dowiedziałem się, że pani Leszczycka i Elsia zabawiwszy czas jakiś w Starej Woli, już odjechały. Zostawiłem więc tylko u znajomego mi pocztmistrza krótki bilet do Józia, donoszący mu o moim wyjeździe i wskazujący mu mój adres we Lwowie, z prośbą o nowiny starowolskie — puściłem się dalej i nie obciążyłem nawet kilkagodzinnem spóźnieniem się mojego sumienia wobec władców mojego czasu. Sumienie to było zupełnie czyste, gdy się jawiłem — w biurze dyrekcyi, w tem przekonaniu, że będą zbadane dokładnie zajścia, których byłem świadkiem i uczestnikiem, i że dana mi będzie sposobność wykazania i udowodnienia. wielu nadużyć, o których może i nie wiedziano u góry. Aby szanowny czytelnik mógł odrazu wyobrazić sobie moje rozczarowanie, powiem w krótkości, że nie pytano mię o nic, nie słuchano tego, co chciałem mówić, i tylko mój naczelnik z miną suchą i zimną doręczył mi jakiś papier i oddalił się do drugiego pokoju. Spojrzałem — była to zupełna dymisya, bez przytoczenia. jakichkolwiek powodów. Na chwilę zrobiło mi się w sercu jakoś tak, jak wówczas, kiedy po raz pierwszy znalazłem się w Ławrowie, w „dolnym“ konwikcie, pod opieką szanownego Mykietiuka. Wnet atoli oburzenie wzięło górę nad smutkiem, bo nie byłem już małem dzieckiem, któremu można wyrządzać niesprawiedliwość bezkarnie. Wyleciałem z bióra jak szalony, pełen energii i chęci dochodzenia. krzywdy. Nietylko napisałem list do komornika, opisujący mu w jaskrawych barwach wszystko co się stało, ale kogo tylko spotkałem, opowiadałem mu o nadużyciach, o oszustwach, o organizowanem szalbierstwie, którego padłem ofiarą. Byli tacy, którzy kiwali ręką, jak gdyby mi chcieli powiedzieć, że
Strona:Jan Lam - Głowy do pozłoty Tom II.djvu/90
Ta strona została przepisana.