Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/12

Ta strona została uwierzytelniona.

do jakiego wojażu za granicę, dokąd nie chciałem wywozić naszych pieniędzy. Ale to co innego, myśl oryginalna i wcale piękna!
— I pomyśl pan, że kto wie, czy po drodze nie uda się panu wyswatać Józia i Elżusię!
— O, to byłoby wybornem! Jednakowoż, gdy się nad tem lepiej zastanowię... nie, nie mogę!
— Dlaczegoż, radbym wiedzieć!
— Dlaczego, dlaczego! Bo mi zrujnują majątek tymczasem! Czy pan nie znasz naszych oficjalistów?
— No, to niechaj nie rujnują, rujnuj pan natomiast swoją głowę tem przeklętem bolibrzuchostwem swojem! Dobra noc, nie zobaczymy się więcej!
— Doktorze kochany, czekaj, nie gniewaj się, toć przecież... możeby w jaki sposób... Ba, gdybym ja miał przyjaciela, któremubym mógł oddać zarząd majątku na to jedno lato!
— Chciałbym wiedzieć, jakim sposobem taki nieznośny zrzęda, jak pan, może mieć przyjaciół! Ja jeden mam to nieszczęście, liczyć się do nich, i mam też za swoje!
Tu nastąpiła wymiana serdeczności między p. Maciejem a doktorem, którą opuszczam, jako zbyt długą. Nadmieniam tylko, że obydwaj szczerze poważali się nawzajem, i że obydwaj mieli słuszność. P. Macieja do dzisiaj