miejscowego podania o Narwańcu, który się utopił z roskoszy, iż posiadał Marcypannę, i że publiczność na przemian płakała, unosiła się i truchlała. Najczęściej atoli truchlała, jakkolwiek bowiem była dość świadomą nieszkodliwości swojej rzeczki, poetka przedstawiała ją w taki sposób, że można było obawiać się, iż cały Klekotów zaleje. Późno w nocy gdy skończyła wśród burzy oklasków, przystąpił do niej na estradę pan Perła w asystencji p. Narwańskiego i Smereckiego, z olbrzymim wieńcem w ręku, który jej ofiarował imieniem publiczności. Odpowiedziała odą, wzięła wieniec, i — podała go panu Narcyzowi, którego to skonfundowało tak dalece, że w mniemaniu, iż wieszczka każe mu postąpić z wawrzynami swojemi jak się zwykle postępuje z ziółkami w aptece, zaczął pilnie szukać papieru po kieszeniach, papieru do opakowania tej Herb: glor: poet: ale go nie znalazł. Wtem wieszczka pochyliła ku niemu głowę i poszturkiwany przez Perłę i Smereckiego, domyślił się wreszcie, że ma jej wawrzyn włożyć na skronie, co też uskutecznił, rujnując do szczętu fryzurę. Zapewniono mię że widok Ekstazy, gdy podniosła głowę, był pognębiającym. Czysty dochód z wieczorku, ze względu na wielką ilość biletów wolnego wstępu, które rozdano, wyniósł 14 złr. 37 ct.
Nim przystąpię do dalszego opowiadania,
Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/127
Ta strona została uwierzytelniona.