Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

nawidził, płatał im różne figle i opłacał się później, a w najgorszym razie spuszczał się na protekcję oficerów od kawalerji, z którymi żył na dobrej stopie. Na najlepszego szlachcica, który miał bibliotekę w domu, patrzył krzywem okiem, nieszlachcica, posiadającego erudycję, cenił niżej kondla.
Przyznam się atoli, że po więcej okrzesanych ale mniej rycersko-jowialnych ludziach, do których byłem przyzwyczajony, zaimponował mi swoją stepową tężyzną, i ani mi na myśl przyszło zastanowić się nad tem, że wszystkie jego pistolety, sztućce, kordelasy, nahajki i konie w ciągu 50 letniego jego życia nie brały udziału w żadnym mniej lub więcej bohaterskim czynie — chociaż wiedziałem, że raz postrzelił babę, która prała chusty po drugiej stronie stawu, a raz poszczwał chartami żyda i załagodził sprawę opłacając się pokrzywdzonym i posyłając justycjaryuszowi karą kobyłę, której mu przedtem sprzedać nie chciał.
O ile mogłem wnosić, nie zrobiłem na wujaszku złego wrażenia. Dzieckiem wychowany na wsi, znałem terminologję myśliwsko-koniarską, a przepędzając wakacje u przyjaciół utrzymałem się jako tako w rutynie wiejsko-rycerskiej; lubiłem nawet wszystkie należące do niej rozrywki. Z tego powodu, równie jak ze względów ekonomicznych, przyjąłem niemal z zapałem wia-