publicystów, umieszczę tutaj tylko parę listów p. Macieja. Co się zaś tyczy ogólnej ich treści, nadmienię tylko, że z początku przepełnione są one skargami na różne dolegliwości fizyczne. Skarg tych coraz mniej, im bardziej p. Maciej oddala się od Pokucia — aż nakoniec, gdy dociera już do Litwy, zkąd wywodzi swój ród i klejnot szlachecki, uzdrawia go powietrze tamtejsze. Powietrze — a może i nie powietrze, ale serce ludzkie; dosyć, że p. Maciej wraca zdrów przez Polesie na Wołyń, i tu dopiero zaczyna stękać na nowo. Z tego okresu jego podróży pochodzą właśnie umieszczone tu listy; nie potrzebuję dodawać, że wykreśliłem z nich wszystko, co mogłoby być zrozumiałem jedynie w związku z poprzednią korespondencją. Dla ciekawych dodam jeszcze, że p. Maciej po drodze istotnie wydał za mąż Elżusię Wielogrodzką, ale Józia nie mógł ożenić, bo ten pragnął „jeszcze trochę rozglądnąć się w świecie.“ Mojem zdaniem, kto się w nim rozglądnął od Karpat do Bałtyku, a od Bałtyku do Dniestru, i nie nabrał ochoty do ożenienia się, ten chyba nie wart pięknej i dobrej żony. Tymczasem zaś, zostawiam głos panu Jeżyńskiemu.