bawiłem się wybornie do białego dnia z paniami i pannami. Nazajutrz, ksiądz dziekan odesłał mię swojemi sankami do dworu, gdzie właśnie przed chwilą przybiegł był z częścią uprzęży i kawałkiem dyszla, jeden z rumaków wuja Michała. O nim, o Dubynie, o drugim koniu i o sankach nic nie wiedziano. Ekonom rozesłał ludzi na rozdobędę i w końcu pod noc, przywieziono na chłopskich sankach wujaszka z Bałabanowa, dokąd go rumaki były zaniosły ze stłuczoną głową i zwichniętą ręką. Przywieziono także Dubynę, śmiertelnie pijanego ze zmartwienia, przyprowadzono nakoniec na trzeci dzień, tj. pierwszy Bożego Narodzenia, drugiego konia, szczątki sanek i dubeltówkę. Cyrulik z Bałabanowa wraz z transportem pijawek pojawił się wśród tego sam i naprawiał blesury, które się okazały na szczęście niezbyt trudnemi do wyleczenia.
Ale tymczasem posłaniec z Poduminiec przyniósł list od cioci Ruńci, z fatalną wieścią, że nasze nieprzybycie na umówiony termin zrobiło tam najgorsze wrażenie i że Skoczypłocki, przybywszy na imieniny i zastawszy plac wolny, oświadczył się i został przyjęty. Ślub po Trzech królach! Adieu, Szaranówko, Wilkowce, gotówko!
Wuj przyszedłszy do zdrowia, uznał za stosowne wynagrodzić mi stratę, jaką poniosłem
Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/159
Ta strona została uwierzytelniona.