z winy jego i Dubyny, ofiarując mi 100 złr. na podróż do Lwowa i obiecując dopomódz mi do dokończenia studjów, bo kapitalik cioci Ruńci wyczerpał się był do szczętu, a drugiej partji dla mnie nie miała.
Kto wie, byłbym może w istocie skończył studja, ale wuj zamiast dotrzymać słowa, zrobił nakoniec pierwszą na seryo w życiu swoim awanturę i nietylko ożenił się z panią Ewą Szczebiotyniecką tych samych zapust, ale nadto przed upływem roku postarał się o to, aby ród Sumińskich nie wygasł. Z ciocią Ruńcią, jako osobą pozbawioną funduszów i pozycji, nie widziałem potrzeby utrzymywania dalszych stosunków, a gdy mię wszystko zawiodło, nie zrobiwszy drugiego egzaminu, zmuszony byłem przyjąć haniebną posadę pisarza u mandatarjusza. Przy organizacji becyrków spodziewałem się zostać kancelistą, ale i to nie dopisało i musiałem kontentować się dyurną, póki organizacja Rad powiatowych nie obudziła we mnie nadziei polepszenia losu. Jestem tedy od r. 1867 płatnym na dnie pomocnikiem sekretarza wydziału powiatowego w B* — a wszystko przez tego zająca!