powiedzieć przyjacielem domu. Niekorzystałem wprawdzie z nieograniczonego zaproszenia, często bardzo uprzejmie i usilnie powtarzanego, ażebym przychodził na herbatę, ile razy mi się podoba, ale korzystałem bardzo chętnie z powtarzających się często specjalnych zoprosin, a jeżeli mi się kiedy zdarzyło spotkać panie w ogrodzie lub na Wałach i mieć z niemi krótką rozmowę, jeśli mię kto znajomy widział przy takiej sposobności, to bywałem prawie tak nadętym przez trzy dni następne, jak Tyndakowski po onej recepcji.
Był więc karnawał, a w karnawale bal prawników, na który wszystko się zbiegło, skoro gruchnęła wiadomość, że hrabina N. pełnić będzie obowiązki gospodyni, a więc oczywiście przybędzie z córką.
Byłem i ja i tańczyłem polkę i walca z panną Marją i niepotrzebuję tu wcale nadmieniać, ilu auskultantów. praktykantów konceptowych i podporuczników od rezerwy pękało z zazdrości na ten widok. Nagle, przy bufecie ktoś klepie mię bardzo przyjaźnie po ramieniu i woła: Jak się masz, Guciu?
Obracam się, i poznaję p. Tyndakowskiego, w całej jego sześciostopowej dylągowatości, z szkiełkiem w oku i trzema morgami tłustej fizjognomji, okolonej żywopłotem z czarnych faworytów, jak gdyby z obawy, aby się do niej
Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.