Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/181

Ta strona została uwierzytelniona.

— Nie, ja idę do hrabstwa N. Mówiłem wam przecież że jestem proszony.
— Ależ, zawołał Gogo, u nich dzisiaj nic nie ma! Wiem z pewnością, że będą u Xów!
— Ty mi będziesz mówił! odparł z dumą Tyndakowski.
— No, o zakład! pięć butelek szampana!
— Dziesięć!
— Stoi!
— Ażebyś się zaś nie męczył długo — zawołał p. Władysław — przekonam Cię natychmiast. To mówiąc, rozpiął zarzutkę, i błysnął na całą cukiernię kawalerskim krzyżem św. Porcjunkuli i Akkomodaty, zawieszonym na żółtej i zielonej wstążce, z dewizą: „Per augusta ad augusta.“ Z pod tego krzyża wydobył pugilares, a z pugilaresu, bilet zapraszający. Nie było wątpliwości, Gogo uznał się pobitym.

. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . .

O pół do dziesiątej, hrabstwo N. z córką wyjechali na wieczór do państwa X., a pani Mouton, ułożywszy dzieci do snu, wydała jaknajdokładniejsze dyspozycje, w razie napadu, i usiadła z robótką w swoim pokoju. Pięć minut przed dziesiątą, rozległ się brzęk dzwonka w przedpokoju. Kasia wybiegła i otworzyła drzwi — dlaczego? niewiem, dosyć że otworzyła, chociaż najprostszą rzeczą w świecie było, nie otwierać