niczem więcej. Urocza panienka wskazała mi paluszkiem stojący opodal bufet, zawalony stosami sreber, a jednocześnie grubijanin w złotych galonach i drugi podobniuteńki z nim razem, weszli do pokoju i stanęli w służbistej postawie.
Okropne podejrzenia zaczęły snuć mi się po głowie.
— Proszę spieszyć się, wyszczebiotały dalej czarowne usteczka.
— Pro... proszę pani, — wyjąknąłem, czy to nie jest dom p. Pwllhyll Jones?
Czarodziejka odpowiedziała mi głośnym wybuchem śmiechu. Pokazało się, że panem domu był Sir Paul Jones, Baronet prezydent zarządu dróg i mostów, że dawał wielki objad tego wieczora i że — do djaska! wzięto mię za kredencerza, którego miał przysłać na tę uroczystość Gunter, właściciel zakładu gastronomicznego, w celu przybrania stołu z większym niż zwykle przepychem!!!
Wśród rumieńców i przeprosin ze strony pięknej panienki, sam nie wiem jakim sposobem dopadłem mojego paletotu i kapelusza, i jak oparzony wyleciałem z pod Nru. 40 Queens-Gate, z zamiarem lecenia na drugi koniec świata.
Ochłonąwszy nieco, spojrzałem na zegarek, i przekonałem się, że nie minęły jeszcze były trzy kwadranse na siódmą. Jeszcze nie wszystko stracone, pomyślałem. Pobiegłem w górę
Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/194
Ta strona została uwierzytelniona.