ulicy, i skręciłem na Kensington-High-Street, gdzie zobaczyłem biuro ajenta pomieszkań. To wydało mi się kotwicą zbawienia. Wstąpiłem dla zasiągnięcia informacji.
— Pwllhyll Jones — powtórzył ajent — czy pan jesteś pewny, że Pwllhyll?
— Nie mam najmniejszej wątpliwości, — odparłem.
— Hm, hm — mówił, przewracając kartki w ogromnej księdze. — Jakiś p. Jones zajmuje Nr. 15, Holland-road; może to będzie ten, którego panu potrzeba.
Na wszelki wypadek należało spróbować, po raz trzeci wziąłem dorożkę i odszukałem dom, wskazany przez ajenta. Wyglądał on dość przyzwoicie i znajdował się na końcu niezmiernie długiej a wązkiej ulicy. Zaledwie dotknąłem ręką dzwonka, gdy ktoś ostrożnie otworzył drzwi wchodowe, a przez otwór pokazała się głowa jakiejś wystraszonej, starszej kobieciny.
— Czy pan doktor? — zagadnęła mię nieśmiało.
— Tak jest, doktor Rees.
Staruszka dała mi znak ręką, a gdy wszedłem, zamknęła drzwi od ulicy. Mimo dość ciemnej sieni spostrzegłem, że była bardzo bladą i drżała na całem ciele.
Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/195
Ta strona została uwierzytelniona.