i podupadł na zdrowiu i na humorze, a wygląda jak suchotnik.
Na ganku przyjęło nas kilku lokai w pończochach i trzewikach, z nader dyplomatycznemi minami. Trwało to czas jakiś nim jeden z nich raczył nam donieść, że jasny pan wyjechał na koniu, a jasna pani jeszcze nie ubrana i że prosi nas do salonu. Weszliśmy w ten przybytek pełen takiej elegancji i takiego zbytku, że oczywiście służyć może tylko do oglądania a nie do mieszkania. Meble rzeźbione, złocone, pokryte kosztownym adamaszkiem, a takie nowe i świeże, jak gdyby ich jeszcze nikt nie używał, posadzka ślizka jak lód, a piec, istne arcydzieło, pełne blasku, widocznie nie profanowane tak prostacką rzeczą, jaką jest paliwo. Ostatni ten szczegół wydał nam się tem bardziej opłakanym, gdy jesień tegoroczna nawiedziła nas przedwczesnem zimnem. Przepędziliśmy około pół godziny w tej „świątyni chłodnego przyjęcia“, gdy Bronio wrócił ze swojej przechadzki, a dowiedziawszy się o naszem przybyciu, pospieszył do nas. Był on tak mizerny i miał wyraz twarzy tak przygnębiony, że byłbym go nie poznał, gdybym go gdzie spotkał niespodzianie.
Uściskaliśmy się serdecznie i mieliśmy przy tem obydwaj łzy w oczach i zaledwie mogliśmy mówić. Przywitawszy się z nami wszystkimi,
Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/27
Ta strona została uwierzytelniona.