nieznane gdzieindziej towarzystwo, złożone z posesorów, rządców, dyrektorów fabryk, proboszczów, wikarych, koleżskich registratorów, aptekarzy, lekarzy, i innych ludzi tego rodzaju, wraz z ich rodzinami. Bawiłem u niego pięć dni, i cała ćma tego wołyńskiego tiers-état przesunęła się przed mojemi oczyma. Mogę Cię zapewnić, że nie nudziłem się ani chwili, że dowiedziałem się o wielu rzeczach, o których ani mi się śniło, i że nauczyłem się niejednej rzeczy, o której u nas na fizyce, ani na logice[1] nie ma mowy. Nabyłem owszem przekonania, kochany doktorze, że myśmy tu na naszej błogosławionej i bez pracy rodzącej ziemi, zanadto przesiąkli tą naszą przeszłością czysto idealną, w stal zakutą, szlachecką i rycerską i temi naszemi wyobrażeniami o wyłącznie oraczem, żeńczem i młockarskiem posłannictwie naszem, i że musimy koniecznie, pod względem moralnym i materjalnym, iść z duchem czasu, i postępem ludzkości, albo — nas nie będzie, i kto inny siędzie, na tej naszej grzędzie! Przebacz, vir doctissime, te koszlawe rymy.
Między ludźmi, których poznałem, bądź
- ↑ Przed laty, gdy gimnazja składały się z 4-rech klas gramatykalnych, a 2 humanitarnych, przejście na uniwersytet stanowiła „filozofja“, której pierwszy i drugi rok zwano, jak w tekście „fizyką“ i „logiką“. P. A.