Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/60

Ta strona została uwierzytelniona.

dziwiającą szybkością i lekkością. Przypuszczał on zapewne, równie jak wielu innych, że pies dotknięty wodostrętem nie pójdzie do wody, co zresztą jest mylnem, jak się sam przekonałem. Na nieszczęście dno potoku było kamieniste, p. Czarnokoński utknął i skąpał się jak długi, w zimnej wodzie, podczas gdy porucznik pobiegł dalej do pałacu. Trwało to sporą chwilę, nim wołanie nasze zaalarmowało służbę i ta przybiegła na pomoc swemu panu. Kozacy wyciągnęli marszałka z wody, a wraz z nimi zjawił się porucznik i wśród wykrzykników pełnych troskliwości o zdrowie naszego gospodarza, otulił go tą samą salopą, która jemu w nocy za okrycie służyła, w dodatku zaś, włożył mu na głowę watowany kaptur, także należący do klucznicy. W tym stroju odwieziono marszałka do pałacu, gdzie rozebrano go, położono do łóżka i napojono gorącym ponczem. Z miny porucznika można było domyśleć się że historja o psie wściekłym miała w sobie tyle prawdy, co nocny nasz alarm ogniowy. Przyznasz, że zemsta była słuszną, ale srogą, marszałek mógł bowiem odchorować swoją kąpiel w sukniach równie dobrze, jak porucznik swoją nadpowietrzną wyprawę w koszuli. Na szczęście żadnemu nic się nie stało, a nadto, marszałek przyjął tego „byka za indyka“ z bardzo dobrą miną i porucznik, na odjezdnem, musiał jeszcze