Semko, i budzi mię doniesieniem, że „pan hrabia“ Borczyński pyta się, czy „jaśnie pan“ przyjmuje. Pierwszym objawem przebudzenia się z mojej strony było to, że Semko za „pana hrabiego“ dostał jaśkiem w głowę, a za „jaśnie pana“, ogromny żydowski lichtarz o cal tylko rozminął się z jego uchem. Nie sposób odzwyczaić go od tej głupiej lokucji. Swoim trybem wszakże, stał on jak mur koło drzwi, i powtarzał doniesienie o przybyciu „pana hrabiego“ z wizytą. Nie było rady, potrzeba było wstać i przyjąć gościa. Kazałem go prosić do drugiego pokoju, i ubrałem się, jak mogłem najprędzej. Ściśle rzecz biorąc, mogłem go przyjąć w szlafroku, ale trzymam się tej zasady, że w obec ludzi ladajako wychowanych, należy zachować formy towarzyskie z jak największym rygorem. Wchodę tedy, ubrany od biedy, i zastaję pana „hrabiego“, Ewarysta, gwiżdżącego w oknie jakąś szansonetkę parysko-wołyńską. Spostrzegam, że jest niezwykle strojnym, włożył bowiem zamiast butów trzewiki, zamiast kraciastego kubraka, kraciaste dolne ubranie, a po wierzchu miał jakiś rajtfraczek, kusy wprawdzie, ale przynajmniej czarny. Toaletę tę uzupełniało szkiełko na ogromnie szerokiej tasiemce, wraz z miękkim popielatym kapeluszem i angielskim szpicrutem.
— Witam pana u siebie, rzekłem.
Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/67
Ta strona została uwierzytelniona.