Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

się natychmiast i odzyskałem więcej zimnej krwi, niż było potrzeba. Nota bene, drugie drzwi pseudo-salonu p. Wolfa Mendlowicza były odchylone i prowadziły do pokoju, w którym ulokowana była Elżusia ze swoją pokojówką, a wiesz, że za nic w świecie nie zrobiłbym awantury w obecności kobiet. Tylko wargi drgały mi tak, że zaledwie zdołałem mówić.
— O ile mi wiadomo, panie Borkiewicz (powiedziałem umyślnie Borkiewicz, choć wiedziałem, że nazywa się Borczyński), o ile mi wiadomo, siostrzenica moja nie proponowała panu przystąpienia do żadnej spółki kupieckiej lub fabrycznej, by pana mogły interesować jej stosunki finansowe. Ale — ponieważ mowa o pieniądzach, więc czy nie mógłbyś pan powiedzieć mi, ile pan właściwie masz długów, monsieur... ah, çà, comment vous appelle-t-on?
— To jest... ja właśnie chciałem... bo to, panna Tabicka... nie, ale po co obwijać rzecz w bawełnę... ja przyszedłem... je suis venu... moja mama... elle est née comtesse Kawkowska... ja... ja proszę o rękę panny Elżbiety Wielobrodzkiej, a do pana, jako do opiekuna...
— A, to co innego, to do mnie nie należy! Elżusiu. — zawołałem, zbliżając się do drzwi — czyś już ubrana?
— Już, wujciu!