o drugiej. Teraz dopiero miałem czas do spokojnej refleksji i począłem żałować, że nie miałem go pierwej, bo zaczęło mi się zdawać, że postąpiłem sobie nieco za sangwinicznie i z p. Borczyńskim i z temi zaprosinami na obiad. Elżbietka przerwała mi ten rachunek z mojem sumieniem, okrywając moje ręce pocałunkami, i powtarzając z łkaniem, że jestem dobrym, kochanym wujaszkiem, któremu całe życie winna będzie wdzięczność. Możesz sobie wyobrazić, albo i nie, że byłem zdumiony tym wylewem uczucia, nie pojmowałem bowiem z początku, o co chodzi. Potrzeba było dłuższej indagacji, ażeby się dowiedzieć, że Elżbieta nie miała sama odwagi sprzeciwić się cioci Bińci i że nadto, z oględnego mojego sposobu wyrażenia się, podczas kilkudniowych swatów, powzięła była mylną opinię, jakobym sprzyjał konkurom p. Ewarysta. Była więc w rozpaczy, że jej przyjdzie wyjść za mąż w brew jej woli; ale „miała niesłuszność, bo powinna była wiedzieć, że złoty i nie wiem już jaki wujaszek, nie dopuści do tego, aby miała być nieszczęśliwą całe życie“. Jakie to biedne są dzieci bez matki, a szczególnie dziewczęta! Wszak gdyby nie nadnaturalna głupota p. Borczyńskiego, mogło się wszystko tak ułożyć, jak tego chciała Bińcia, i Elżusia była by się dała zaprowadzić do ołtarza, nieprzymierzając jak cielątko do jatek!
Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/73
Ta strona została uwierzytelniona.