— Hm, hm, moje dzieci — rzekłem nie bez szczerej skruchy — pokazuje się, że ja stary od kilku dni robię same głupstwa. Najpierw, nie wiedzieć po co bawiłem się w dyplomację z Bińcią, bo mi nadmieniła, że chce ci zapisać swój majątek...
— Ja nie potrzebuję jej majątku! — przerwała mi Elżusia energicznie.
— Wiem, wiem o tem, moje serce, i dlatego powiadam, że niepotrzebnie dyplomatyzowałem i nabawiłem cię strachu. A następnie, niepotrzebnie uniosłem się wobec tego Borczyńskiego i obszedłem się z nim po grubijańskn. Powinienem był dać odprawę ostrą, ale w delikatniejszej formie.
— On się tam właśnie zna na delikatności! zawołał Józio.
— Im mniej się zna na niej, tem dotkliwiej byłby ją uczuł. Ha, cóż robić, stało się. choć źle się stało. A i to także ponoś nie dobrze, że prosiłem p. Dynieckiego na obiad, tu w oberży. Gotowe ztąd powstać jakie plotki.
— Ależ wujciu, on nas tak gościnnie przyjął w Młynówce! I. o! jak to dobrze, że mi wujcio przypomniał obiad! Myślałam o tem już pierwej, że trzeba będzie pójść doglądać Semka bo Bóg wie, co on tam nagotuje!
Z temi słowami wybiegła do kuchni. Możesz wiedzieć konsyljarzu, że Semko jest wzo-
Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.