kie sprawki wychodzą zawsze na wierzch, jak oliwa! Pan Dynicki proszony jest na obiadek — ale, poczekajcie! Franciszka! Franciszka!
— Słucham pani, odrzekła Frania.
— Tutaj jest moja waza i czajnik i dwa talerze głębokie, a trzy płytkie. Ażebyś mi to wszystko oddała natychmiast mojemu człowiekowi, który czeka w bramie. P. Dynicki może jeść z miski, a nie z mojej porcelany. Słyszysz co ci mówiłam?
— Słucham pani.
Byłem zły, jak sto djabłów, ale usłyszawszy ten wyrok srogiej zemsty, popatrzyłem na Józia i obydwaj parsknęliśmy homerycznym śmiechem. Tego tylko jeszcze brakowało. Tabicka przyskoczyła do mnie jak furja, z zaciśniętemi pięściami. Na szczęście nie jestem tak małodusznym jak sąsiad Bronia, p. Mleczyński, i wytrzymałem ten atak nie mrugnąwszy okiem.
— Powiedz-że mi acani przynajmniej, czego chcesz ode mnie? — zagadnąłem spokojnie.
— Acani! zapiszczała — mocny Boże, on mię nazywa acani!
— No, skoro nie siostrunia, to acani.
— A ty... ty, ty... acan!
— Nie mam nic przeciwko temu.
— Macieju! zawołała, zmieniając nagle ton jak organista zmienia rejestr w organach. —
Strona:Jan Lam - Humoreski.djvu/76
Ta strona została uwierzytelniona.