Strona:Jan Lam - Idealisci.djvu/024

Ta strona została uwierzytelniona.

zejść i wdałem się z nią w rozmowę. Co to za prostota, ca za pobożność szczera i głęboka! Nieboga mówiła mi, że ma w domu dwoje wnucząt chorych, i że nie mogąc im niczem pomódz, szuka ulgi i znajduje ją w modlitwie. Vous pensez bien, że dałem jej, co miałem przy sobie....
Tu p. Alfred otarł ukradkiem dwie szlachetne łzy, które mu wycisnęło z oczu to wzruszające wspomnienie, analogiczne wprawdzie, ale nieco odmienne od wspomnienia ze schodów p. Goldsteina.
Toujours généreux, toujours bon et charitable! — zawołała z uwielbieniem pani Trzecieszczakiewiczowa i trzy pary niewieścich oczu zalały się łzami, wpatrując się w piękne, szafirowe źwierciadła duszy p. Alfreda, jakoteż w jego jasne wąsy i bródkę. — O, Bogu dzięki, Bogu dzięki i Jego Matce Najświętszej, że są jeszcze tacy ludzie na świecie! Brrr... nie uwierzysz pan, panie Alfredzie, jaką zgrozą przejmuje mię ten p. Zamecki, który bywa u Pani Podwalskiej. Ten człowiek, panie, to istny potwór. Ust nie otworzy, żeby nie powiedział jakiego bluźnierstwa. W nic nie wierzy, z wszystkiego się naśmiewa, Et puis, il est si commun! Człowiek bez poezyi, bez jakiegokolwiek szlachetniejszego instynktu, nawet bez wychowania. Dziwię się niezmiernie pani Podwalskiej — jabym takiego człowieka nie puściła na próg mojego domu.
Est-il possible — odezwała się nieśmiało jedna z panien — aby p. Zamecki, jak mówią, starał się o Helenę?
On dit — odpowiedział p. Alfred, ruszając ramionami, jakby go to nic nie obchodziło. Panienki trąciły się nieznacznie łokciami i spojrzały jedna na drugą.
— Ale jakże można przypuszczać coś podobnego — zawołała p. Trzecieszczakiewiczowa. — Helena, ten anioł, ta istota taka idealna.... powiem nawet, egzaltowana do tego stopnia, że ja sama nieraz gniewam się na nią i radzę pani Podwalskiej, aby uczyła córkę patrzeć się nieco zimniej i praktyczniej na świat i na ludzi.... Nie pojmuję, jak można mówić jednym tchem o Helenie i o p. Zameckim! Ce serait une horreur!